czwartek, 20 lutego 2014

Rodzinna sielanka

Wczoraj mój M doprowadził mnie do szału. Tak tak M, o Tobie mowa ;) Podpadłeś żonce - oto zasłużona kara :D
Jak zawsze - na wracających z pracy i przedszkola - M i Dużą J, czekałam z ciepłym i mam nadzieję -dobrym-obiadkiem. Po jedzeniu uznałam, że miło im będzie, jak przygotuję na kolację bułeczki maślane z żurawinką. Zabrałam się więc do pracy, a że jest to trochę czasochłonna kolacja - spędziłam w kuchni dodatkowe 2 godziny ( full relaks ) .
Poprosiłam mojego M, aby opróżnił zmywarkę. W kuchni zrobił się bałagan, bo nie miałam gdzie naczyń wkładać. M siedział z dziećmi w pokoju, do którego nawet nie zaglądałam ( czekał mnie widok pokoju po wybuchu bomby) Kiedy kolacja była gotowa, nie usiedliśmy do niej - jak miałam nadzieję... M jadł spacerując po domu i rozchlapując nadzienie żurawinowe po podłodze, Duża J podłapawszy to, też chwyciła bułeczkę i zaczęła z nią tańczyć w kuchni. Ok, najważniejsze, że im smakuje, bo wypieki znikają w oka mgnieniu :) Po godzinie od mojej prośby, M zaczął w końcu opróżniać zmywarkę, a dokładniej - wysunął górną szufladę, wyjął kilka misek i garnek, i postawił na zmywarce... Po czym poszedł nalewać dzieciom wody do kąpieli...a zmywarka z otwartą paszczą i wysuniętym jęzorem - stała...Nagle spojrzał na zegarek, zaczął mamrotać pod nosem, że się spóźni, że ma spotkanie na 19tą!bla bla bla. Nerwy mną już targały, ale nic to! Idź już - powiedziałam i walczyłam ze sobą, by nie przelać frustracji na Dużą J, a było blisko... Zostałam więc z tym majdanem ( tak tak, dobrze czytacie - majdanem!) i przykro mi było, że ja się staram, piekę jakieś pieprzone bułeczki a on lezie sobie na "ważne" spotkanie...i zamiast wcześniej wziąć się za robotę - robi to 10 minut przed planowanym wyjściem!!! Kiedy dzieci wreszcie ułożyłam spać, a trwało to z godzinę - w kuchni czekała na mnie wciąż pełna zmywarka, zlew uginający się pod brudnymi naczyniami, powywalane obrusy z szuflady w dużym pokoju ( Mała Ja maczała w tym swoje tłuste niemowlęce rączki)...Wieczór marzeń! Ale nic! Sprzątnęłam, a że trwało to dość długo, nawet złość mi przeszła. Wreszcie - pomyślałam - porządek i cisza... Poszłam do łazienki się wykąpać, a tam...a tam...A TAM...ujrzałam ślady!po ubłoconych! butach! mojego M!! na moich białych dywanikach kurwa do diaska!!!!! i się w sobie zamknęłam. Nawet gadać mi się nie chciało, jak wrócił z tego spotkania...
Dziś przyjechał rano po Dużą J, żeby zawieźć ją do przedszkola. Podszedł do mnie i zaczął składać mi życzenia...??????... Wszystkiego najlepszego, niech twoje płuca będą szczęśliwe, niech im nie zabraknie nigdy dymu i smoły, w której będą się kąpać - i wręczył mi czekoladki i paczkę fajek...Bo dziś podobno dzień palacza...
Taka forma ...rehabilitacji za wczoraj????? I weź tu człowieku nie rozchwiej się emocjonalnie :)

2 komentarze:

  1. mój Ukochany,kiedy jeszcze było mnóstwo śniegu za oknem, przyniósł do domu wycieraczki z samochodu je wyczyścić,a zanim wyjechał windą i dotarł do mieszkania to już rozmarzło wszystko co na nich było, więc niosąc je do łazienki lało się z nich ciurkiem roztopione błoto... po moich białych dywanikach, nie tylko w łazience,ale i w pokoju :D nie rozumiał moich krzyków : NIEEEE!!! wiec to była moja wina, że się lało :P i że w ogóle dlaczego te dywaniki tam leżą :P podszedł do mnie, pocałował i uśmiechnął się z tekstem, że kupimy nowe,te i tak były brzydkie... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. najbardziej podobał mi się fragment "na moich białych dywanikach kurwa!", sam mam wqurw jak mi się dywaniki pobrudzą ;)

    OdpowiedzUsuń

Fajnie że mnie odwiedziłaś/eś. Mam nadzieję, że spędziłaś/eś tu miło czas. Możesz podzielić się swoimi wrażeniami w komentarzach, możesz też zachować opinię wyłącznie dla siebie. Oczywiście komentarze obraźliwe zostaną usunięte z wiadomych przyczyn. Dzięki :)