poniedziałek, 27 czerwca 2016

Krowa nie tylko mleko daje...


...ale i placki. I nie mylić z drożdżowymi racuchami posypanymi cukrem pudrem. Tych placków lepiej do ust nie brać. Chyba, że ktoś lubi, ale nie mnie oceniać ludzkie dewiacje.
Do ust za to, po uprzednim umyciu, można śmiało brać to, co na oborniku z tychże placków wyrasta. A wyrastają różne zdrowe i kolorowe rzeczy, o czym doskonale wiedziała moja znajoma,  która stworzywszy sobie mini ogródek na balkonie, postanowiła wiedzę tę wcielić w życie.





Podreptała zatem z wiaderkiem do sąsiada rolnika, co to na obrzeżach wojewódzkiego miasta kawałek działki posiadał, uśmiechnęła się najpiękniej jak umiała, wyjęła zza pleców składaną saperkę w kwiaty, pomachała różowym wiaderkiem przed jego oczami, a gdy skinął porozumiewawczo głową, pochyliła się dziewczyna nad dorodnymi plackami, co to kiedyś trawą były, nim przez 4 komory żołądka krowiego przebrnęły i poczęła napełniać wiaderko. Kupa za kupą. A gdy ilość stosowną uzbierała, wbiła saperkę w owoc swej pracy i skierowała się czym prędzej w stronę  bloku, kaptur uprzednio na głowę zarzucając, coby ktoś ze wścibskiego monitoringu osiedlowego jej nie zauważył i wieści niepokojącej po okolicy nie rozesłał.

Po dwóch tygodniach, nucąc pod nosem "Miała baba koguta" znajoma otworzyła baniak z nawozem otrzymanym ze zmieszania krowich placów z wodą, a z jej oczu poleciały wielkie, słone łzy, bo wyobraźnią, zamiast bloków dookoła, ujrzała złotą pszenicę, bursztynowy świerzop, grykę jak śnieg białą, panieńskim rumieńcem dzięcielinę...No dobra. Po prostu smród wypalał jej gałki oczne. Ale pomidorki, paprykę, truskawki i zioła nawieźć trzeba i nie ma zmiłuj, bo inaczej wątłe wyrosną i oka swą dorodnością nie nacieszą. Nawoziła więc regularnie raz w tygodniu, w godzinach wieczornych. Raz, że chłodniej, dwa, że sąsiedzi zajęci oglądaniem "Na Wspólnej" nie zauważyli, a nawet nie poczuli (jak naiwnie sądziła), jakie to okropieństwo dziewczyna wyprawia i jak osiedlowe środowisko psuje.

Aż to pewnego wieczora, kiedy przyszła pora no cotygodniowy rytuał, znajoma ma baniak z wodą ognistą otworzyła...albo roztwarła, żeby bardziej sielsko-wiejsko było, poczęła delikatnie podlewać swoje plony, roniąc łzy wzruszenia na ich widok...No dobra. Smród  też miał w tym swój udział. Aż tu nagle rzecz niesłychana się stała - sąsiad się wyłamał, wyłączył "Na Wspólnej" i wyszedł na balkon, który od balkonu mojej znajomej dzielił jedynie płotek porośnięty bluszczem. On się wyprostował, ona otarła łzy, które nadal, niczym górski potok, żwawym strumieniem płynęły po policzkach, bo baniak z gnojowicą wciąż otwarty stał u stóp jej drżących i parował. Zaczerpnął sąsiad głęboko w płuca powietrza, zakręcił nosem, oparł się łokciami o barierkę i zagaił:

- Co to za zapach? Pani też go czuje?
 Znajoma po raz kolejny otarła rękawem łzy i szukając kątem oka pokrywki, uprzejmie odpowiedziała:
- Nie, nie czuję - po czym stopą delikatnie odsunęła baniak w kąt balkonu.
Poczęła wycofywać się w stronę wejścia do mieszkania, dyskretnie zarzucając jednocześnie dziecięcy kocyk na otwarty baniak i zerkając na wciąż ociekające nawozem rośliny.
- A ja tak - mówi dalej sąsiad - Co jakiś czas tak zalatuje. Wie pani co? - spojrzał głęboko w jej załzawione i czerwone oczy - Myślę, że to ten rolnik, który ma tu niedaleko pole, czymś nawozi i stąd ten zapach. I jak teraz, w takim smrodzie, człowiek ma sobie spokojnie papierosa zapalić?


Może i nie da się palić w takim smrodzie, choć nie wiem, który z tych smrodów śmierdzi bardziej. Jest dzięki temu szansa, że plony mojej znajomej będą dorodniejsze od moich nienawożonych marchewek, których zbieranie na oczach dzieci graniczyło z nietaktem...





Łapki łapki czyli głos na mnie na zBLOGowanych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Fajnie że mnie odwiedziłaś/eś. Mam nadzieję, że spędziłaś/eś tu miło czas. Możesz podzielić się swoimi wrażeniami w komentarzach, możesz też zachować opinię wyłącznie dla siebie. Oczywiście komentarze obraźliwe zostaną usunięte z wiadomych przyczyn. Dzięki :)