Całkiem niedawno urządziłam sobie, jak zawsze, zupełnie nieodprężającą kąpiel. Oczywiście tradycyjnie, po kilku minutach usłyszałam pukanie do drzwi. A to ciekawe, któż to może być?... Nikt inny, jak Duża J, którą nagle przypiliło i KONIECZNIE musiała skorzystać z toalety. Wpadła więc jak burza, zdarła z siebie ubrania i westchnęła z ulgą.
- Oooo jak dobrze - powiedziała- tak mi się chciało siku, że usiadłam na chłopięcej desce.
Na moment zagrzały mi się wszystkie zwoje mózgowe...
- To my mamy taką deskę?- zapytałam.
- No tak, zobacz - powiedziała i spojrzała na mnie, jakbym zapytała się, czy woda jest mokra.
Uniosła klapę sedesu:
- To jest twoja - wskazała na normalną deskę - ta różowa w misce - zademonstrowała swoją małą nakładkę na sedes - jest moja, a ta - uniosła wszystko, pokazując goły, ceramiczny fotel kloaczny - jest taty! i widziałam też - tu z pełną powagą i nieco przyciszonym głosem - jak kiedyś tata siedział na twojej desce mamo.
"Cóż za zbrodnia" - pomyślałam śmiejąc się w duchu. Okej, to jestem mądrzejsza o kolejną rzecz :) Jak kiedyś pisałam - człowiek całe życie się uczy :) . Swoją drogą, muszę powiedzieć mojemu M ( jakby przypadkiem nie wiedział :-P ), że może siadać na babskiej desce...jeżeli nie będzie to dla niego ujmą ;)