sobota, 21 lutego 2015

Bunt na chacie czyli jak wiele jeszcze pracy nad moją mamą.

Jestem już dorosła. No dobra... Jestem już prawie dorosła. Niedługo skończę dwa lata. Gdybym była psem, miałabym jakieś 14 lat! Umiem chodzić,biegać, skakać z kanapy prosto na miękki brzuch taty, potrafię założyć wszystkie rodzaje butów, nawet te duże pantofle mamy na obcasach, doskonale mówię... No co? Że rozumieją mnie tylko rodzice? Mówię świetnie, tylko nie w języku dorosłych. W moim własnym, a to też się liczy. Jem sama, choć zdecydowanie preferuję posługiwanie się jedynie rękoma, bez użycia łyżki czy widelczyka. To bardzo fajne uczucie, gdy przeciskam jedzenie między palcami. Jest takie miękkie i ciepłe...jak kremik! I karmię nim swoje włosy, policzki, próbuję włożyć do brzucha przez drugą buzię, tylko ona się nie otwiera. Dziwne, bo taty buzia, nazywa ją pępkiem, mówi gdy ściśnie ją palcami. Strasznie mnie to bawi, bo nie ma w niej zębów. Choć czasem z drugiej buzi, tata wyjmuje kłaczki. Pewnie jej nie smakują... Karmię też swoje rajstopki, krzesełko i podłogę. Lubię karmić wszystko. Tylko mama tego jakoś nie rozumie.

czwartek, 12 lutego 2015

Cudem ocaleni

- Błagam, zabij mnie. To ponad moje siły. Nie wytrzymam dłużej tych tortur - resztkami sił wydusiłam z siebie ostatnią wolę.
Była 2:00 w nocy, a ja konałam z bólu. Nie, nie zostałam porwana. Nagły atak migreny spowodował chwilową utratę zmysłów i jedyne co mogło mnie oswobodzić, to nagła śmierć z rąk mojego M. Zazwyczaj używana rozpuszczalna Solpadeina, nie utrzymałaby się w żołądku ani minuty. Gdyby nie fakt, że z bólu nie byłam w stanie doczłapać się do łazienki po miskę, pewnie i Ketonal opuściłby czeluści żołądka. Koszmar skończył się o 5:00 nad ranem, kiedy udało mi się wreszcie zamknąć przekrwione oczy i zasnąć. O 6.30 wstały dzieci. Głośne i wyspane. Ja natomiast czując się gorzej, niż po stratowaniu przez stado wściekłych byków (nie wiem jak to jest, ale na pewno nie czuje się po tym dobrze), usiadłam w kuchni i po cichu rozkoszowałam się nowym życiem. Życiem bez bólu. W zasadzie, życiem bez czucia, bo Ketonal wciąż nie odpuścił.

środa, 4 lutego 2015

Party time!

- Możesz wyjść. Już po wszystkim - usłyszałam dobiegający zza moich pleców głos M.
Pomimo jego zapewnienia, wciąż nie miałam odwagi wyłonić się spod zjeżdżalni, pod którą ukryłam się nurkując w basenie z kolorowymi piłeczkami. Przyjęta taktyka oposa - leż i udawaj padlinę, doskonale sprawdziła się w panujących tego dnia okolicznościach.
- Daj mi jeszcze pięć minut. Chcę mieć pewność, że sobie poszły - powiedziałam i zanurzyłam głowę pod warstwą kulek.