piątek, 31 października 2014

Gdy słyszysz "Skarbie" uciekaj gdzie pieprz rośnie

- Skarbie - usłyszałam jakiś czas temu od mojego M.

Gdy Mąż mówi do mnie "Skarbie" wiem, że któreś z nas chce czegoś od tego drugiego i to nie jestem ja. Zmrużyłam oczy, odstawiłam żelazko uwalniając z niego wielką chmurę pary, którą celowo ustawiłam na Max by wzmocnić przerażenie lubego i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.

czwartek, 23 października 2014

Chyba nie umiem opowiadać bajek

- Mamo, dzisiaj twoja kolej na bajkę. - Duża J podbiegła, odrywając mnie od sprawdzania czegoś niezwykle ważnego w internecie.  Nie. Nie buszowałam akurat po żadnym serwisie społecznościowym...
Właśnie przypadał mój wieczór czytania lub opowiadania córce bajek przed snem. Zabrałam ją więc do sypialni, położyłam się obok i zapatrzyłam się w okno. Nie dlatego, że oglądałam w nim swoje odbicie i sprawdzałam w jakiej pozycji leżącej najlepiej wyglądam. Dlatego, że szukałam pomysłu na kolejną historyjkę, a te, po sześciu latach opowiadania, pomału zaczynały mi się wyczerpywać. Było już o jednorożcach, o psach, o księżniczkach, były też chyba wszystkie inne bajki, te bardziej i te mniej znane. Dobra, najlepiej będzie jak zacznę od czegokolwiek, potem historyjka już sama się rozkręci.

piątek, 17 października 2014

Obrady jury czyli jak wybrać wspólnie projekt domu bez groźby rozwodem.

 Kilka tygodni temu pisałam o problemach jakie mamy ze zdobyciem zgody na budowę domu na naszej działce. Po protestach i demonstracjach zorganizowanych pod Urzędem Gminy i Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska, oraz zagrożeniem popełnieniem w którejś z tych instytucji harakiri,  pewnego jesiennego dnia przyszło do nas pismo. Nadawcą był Urząd Gminy. Wiedzieliśmy, że w tym liście jest odpowiedź na wszystkie nasze pytania. No może przesadziłam. W każdym razie na jedno ważne, ale to naprawdę ważne pytanie: Co dalej z naszym życiem? Wzięliśmy kopertę ze skrzynki i ostrożnie położyliśmy na stole kuchennym. Patrzyliśmy na nią jak na...eee...kopertę z ważną zawartością. Oczekiwaliśmy trzech możliwości:
1) czwarta odmowa wydania zgody na budowę i wielki smutek z tym związany
2) zgoda na budowę domu i ogromna radość z tym związana
3) wąglik przesłany przez zmęczonego wydawaniem setek odmów pracownika Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska i nasza śmierć z tym związana.

sobota, 11 października 2014

LONDON CALLING

Udało się! Pierwsze wakacje bez dzieci oficjalnie uznaję za odhaczone. Od czwartku do poniedziałku miałam przyjemność poznawać zakamarki Londynu, co czyniłam z wypiekami na twarzy. Tak się złożyło, że towarzyszył mi w tym sam Dawid Podsiadło. Tak mily Państwo, tłukłam jego album w kółko, choć zgrałam sobie całą masę innej muzyki. Dawid jeździł ze mną autobusem, leciał samolotem i razem też zasypialiśmy. Nawet pisząc ten tekst słyszę, jak czule śpiewa mi do ucha przypominając spędzone w Anglii chwile. I chyba już do końca życia będzie kojarzył mi się z tym konkretnym wyjazdem. Ale nie o nim (w sensie, że nie o Dawidzie) miałam pisać. O sobie! Już przed samą podróżą panikowałam, że nie zmieszczę się w 10 kg bagażu, co mieliście okazję zobaczyć na Facebooku (kto nie polubił fp może {wskazane} to nadrobić tutaj ). Posegregowałam więc ciuchy i wybrałam te niezbędne. Z niezbędnych wyodrębniłam te najbardziej niezbędne, a i tak w efekcie tego miałam wystarczająco dużo ubrań, by zostać w Londynie jeszcze kilka nieplanowanych dni dłużej. W przeciwieństwie do mojego M, któremu czyste koszulki skończyły się wraz z ostatnim dniem pobytu w UK.