wtorek, 9 lutego 2016

Porzuciłam własne dziecko...

Mała J była dzisiaj pierwszy dzień w przedszkolu. Odprowadzona na 8:00 miała zostać do 12:00, aby przez pierwsze kilka dni zdążyła spokojnie zaadaptować się w nowym miejscu, w nowej sytuacji, a przede wszystkim beze mnie tuż obok...
Podczas tych kilku godzin ja mogłam:
a) zaparzyć sobie kawę, usiąść przed telewizorem i oglądając telewizję śniadaniową cieszyć się smakiem gorącej kofeiny, popijanej bez żadnych przerw, wrzasków i wspinania się na moje plecy. Przeczytać w spokoju gazetę, AKTUALNĄ!, zadzwonić do koleżanki i poplotkować bez uważania na używane słowa, ewentualnie wrócić do łóżka, które z takim trudem opuszczałam rano po dwutygodniowej przerwie zimowej.