piątek, 20 czerwca 2014

Jak ci matka powie to ci powie

Stałam akurat nad miską intensywnie mieszając ciasto na naleśniki. Duża J przywlokła jakiegoś wirusa z przedszkola, który doskonale radził sobie z oporem stawianym przez mój układ immunologiczny. Leki na katar skutecznie wstrzymały mi na kilka godzin produkcję śliny. Wysuszyły nawet gałki oczne, przez co musiałam tak często mrugać, że mój M uznał to za nieudaną próbę zalotnego trzepotania rzęsami. Był dzień wolny od pracy, postanowiłam więc i sobie zrobić urlop, i odwiedzić mamę, która akurat przyjechała do domku letniskowego kilkadziesiąt km dalej. Półtorej godziny jazdy samochodem w jedną stronę? Czemu nie! Przynajmniej jakaś odmiana od nużącej rutyny.

Na miejscu okazało się, że nie tylko ja miałam podobny pomysł, bo na werandzie siedział już brat mojej mamy ze swoją żoną, lub prościej - wujek z ciocią. Powitania, uśmiechy, "jak ty świetnie wyglądasz" "to ty świetnie wyglądasz", "wszyscy świetnie wyglądacie". Ucieszyłam się, że wreszcie jest okazja do porozmawiania z rodziną, z którą dość rzadko się widuję. Po poczęstunku złożonym z drożdżówki upieczonej przez miejscową gospodynię oraz koktajlu z poziomkami i jagodami, nastała chwila relaksu. Każdy oddał się temu co lubi. Jedni poszli spać, inni popływać rowerem wodnym, a my wybraliśmy się na spacer po okolicy w celu ululania Małej J. Przeszliśmy wioskę wzdłuż i wszerz, Mała J nawet oka nie zmrużyła. Kiedy po raz dziesiąty przemierzaliśmy tę samą trasę, miejscowi siedzący na ganku, z miną pełną współczucia zaczęli częstować nas wodą i chlebem za każdym razem gdy ich mijaliśmy. Mała J w końcu postanowiła poddać się i jej górne powieki zaczęły pomału zbliżać się do dolnych. Opatrzyliśmy pęcherze na stopach i skręciliśmy w jakąś boczną ścieżkę, żeby dziecko mogło sobie spokojnie pospać. Nie zdążyliśmy odetchnąć z ulgą , gdy do siatki podbiegły trzy psy i zaczęły ujadać tocząc pianę z pysków. Przyspieszyliśmy kroku chcąc uniknąć szczekających obrońców sięgających nam do kostek (takie zawsze są najgłośniejsze), gdy do siatki po drugiej stronie podbiegł jakiś inny ujadacz. Powieki Małej J szybko się rozwarły ukazując ogromne wybałuszone oczy, a nam zacisnęły się szczęki ze złości ukazując bruzdy na czołach. "Jeszcze nic, do cholery, straconego" wycedziłam przez zęby i klnąc pod nosem sprintem ruszyliśmy dalej. Nieopodal, w ogromnej posiadłości jakiegoś miejscowego bogacza, czekały już na nas przy niebezpiecznie niskim ogrodzeniu, trzy potężne, sięgające nam do pasa owczarki środkowoazjatyckie. Żeby ich "szczek" był jeszcze bardziej doniosły, połknęły wcześniej po subwooferze... Nie było mowy o jakiejkolwiek drzemce Małej J. Gdy wróciliśmy, wściekli i zmęczeni, na stole czekał już na nas obiad. Zasiedliśmy. Mama nałożyła każdemu po porcji, po czym zapytała się nalewając wszystkim dokładkę sosu:
- Może dolać sosiku?
Nikt nie śmiał odmówić, poza tym nim skończyła zadawać pytanie, sos już wypełniał nasze talerze. Mojej mamie się nie odmawia. Ona używa zawsze uprzejmego ale stanowczego tonu, nieznoszącego sprzeciwu. Trzeba to zaakceptować i jeść. Kiedy kończyliśmy dopijać sos z talerzy, który wyciekał już nam kącikami ust, moja mama oznajmiła:
- Ale się najadłam, zaraz chyba pęknę! - i westchnęła rzucając swoje 47 kilo najedzonego ciała na krzesło.
- To może idź sobie zwymiotuj - odparł jej brat.
Rodzina zawsze doradzi ci od serca... Nastała pora powrotu do domu. Załadowaliśmy się do samochodu, pomachaliśmy, ktoś otworzył bramę i przytrzymał żeby się nie zamknęła, "miło było was widzieć", "was również", "papa" oraz pożegnanie mojej mamy:
- Uważaj, bo pobrudzisz sobie koszulkę od odbytu!
???
Można sobie ubrudzić t-shirt jedząc coś. Można  ubrudzić rękaw, kołnierz... można nawet umazać ją będąc za nagłą potrzebą w lesie iglastym - wtedy rzeczywiście jest to możliwe. Oczywiście zdanie mogło być skierowane do osoby przytrzymującej bramę, która na rękach miała psa dotykającego zadem jej bluzkę, ale nie byliśmy tego do końca pewni. W każdym razie, starając się utrzymać choć minimum powagi, przytaknęłam potwierdzająco głową jakbym usłyszała jakąś niezwykłą tezę i z tą refleksją na drogę oddaliliśmy się, zastanawiając się nad jej głębszym sensem, bo taki zapewne był...chyba był...

4 komentarze:

  1. Czytam i czytam, aż tu nagle tekst, którego jak i Ty nie kumam heh :P no ale mamy sie trzeba słuchać, więc uważaj :P

    Zauważyłam, że mówiąc o córeczce piszesz 'mała J.' Obawiam się teraz, że ktoś oskarży mnie o kopiarstwo :)
    A jak Boga kocham na Twojego bloga natknęłam się raptem kilka dni temu :)
    Łączy nas chyba jakaś telepatia o_O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może :) W porządku :) Mam dwie córki: Małą J i Dużą J - nie są to zbyt wymyślne "imiona" :) Cieszę się, że mogę Cię gościć u siebie. Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Świetny blog i lekki styl pisarski sprawiają, że będę tu wracała! Poza tym dodajęTtwój blog do ulubionych bo mi się podoba!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło będzie Ciebie gościć :D Witaj na pokładzie i dziękuję za miłe słowa !

      Usuń

Fajnie że mnie odwiedziłaś/eś. Mam nadzieję, że spędziłaś/eś tu miło czas. Możesz podzielić się swoimi wrażeniami w komentarzach, możesz też zachować opinię wyłącznie dla siebie. Oczywiście komentarze obraźliwe zostaną usunięte z wiadomych przyczyn. Dzięki :)