piątek, 6 czerwca 2014

Trening czyni mistrza!

Każde dziecko każdego rodzica uczy cierpliwości. Duża J jest bardzo wrażliwa i mając teraz porównanie, mogę śmiało powiedzieć, że przy niej nauka tej cennej "umiejętności" była znacznie łatwiejsza. Gdy do nauczania zabiera się Mała J, lub gdy, o zgrozo, robią to dwie jednocześnie, staje się to dla nas równie przyjemną lekcją, jak wkuwanie macierzy w czasach licealnych. Bo jak zachować cierpliwość, gdy...

Jak co czwartek wybraliśmy się całą rodziną na zakupy. Lodówka pusta jak żołądek anorektyczki, trzeba zapełnić półki. Już samo wyjście z domu nie jest łatwą operacją, bo trzeba przerwać dzieciom czynność, która wg nich możliwa jest do zrobienia tylko w tym właśnie momencie. Przecież nie da się po powrocie dokończyć układania puzzli, prawda? W samochodzie Mała J rozpoczęła swój festiwal płaczu, podczas którego prezentowała najrozmaitsze jego rodzaje. Płacz cichy, płacz z przerwami, płacz ciągły, płacz wysoko tonowy, płacz bez łez i histeria. W sklepie zrobiła sobie krótką przerwę, w której zapchała sobie usta tłumikiem, potocznie zwanym bułką. Nawet jednak tłumik po kilkunastu minutach przestał działać i koncert rozpoczął się na nowo. Widząc chyba moje, delikatnie mówiąc - poddenerwowanie, Duża J podeszła i zgrabnie przeskakując z nogi na nogę powiedziała:
- Mamo, chcę siku.
Czy dzieci celowo robią wszystko, by zniechęcić nas do cotygodniowych zakupów, których i tak już nie lubimy, odkąd przyszły na świat? Nie minęło nawet 15 minut, miała przecież skorzystać z toalety przed wyjściem, ale calm down matka. Zabrałam ją na tyły sklepu i za blaszanymi garażami wskazałam trawę po kolana, w której mogła zaspokoić swoją nagłą potrzebę, co też uczyniła. Upewniając się, że nikt jej nie widzi wstała, ubrała się i szczęśliwa podbiegła do mnie, z osikaną bluzką. Mała pauza - ja rozumiem, można zmoczyć sobie nogawki, buty, ale jak trzeba sikać, żeby umoczyć bluzkę?
W sklepie starała się ukryć przed innymi mokrą plamę na koszulce. Zrobiło mi się nawet trochę jej żal, bo wiedziałam, że się wstydzi. Następnym razem zabiorę ze sobą dziecięce wodery. W drodze powrotnej na moment udało zająć się dzieci pakowaniem w siebie pustych kalorii w postaci lodów. Nie trwało to jednak długo, bo Duża J poczęstowała lodem Małą J, a ta chwyciła do ust całego zostawiając siostrze pusty patyczek. Oczywiście przestraszona ogarniającym jamę ustną zimnem, wypluła i rozpłakała się. Duża J też płakała, nad gołym patykiem... Mała J niczym profesjonalna artystka, nawet na moment nie przerwała swojego łzawego show, który zakończył się dopiero w domu podczas jej ulubionego zajęcia - rozpakowywania toreb z zakupami. Kiedy M zapychał lodówkę, a ja obierałam Małej J jabłko, ta wyjęła z torby wytłaczankę z jajkami, z ulgą rzuciła ją o podłogę i zaczęła podawać mi pojedynczo rozbite i cieknące jajka. Te częściowo uratowane wylądowały na kolacyjnych kanapkach po tym, jak już ze złości brałam rozbieg by wyskoczyć przez okno. Niestety zaczepiłam włosami o ramę... Następnym razem będę musiała zebrać je w kucyk.
Uporawszy się ze spożywką z przyjemnością zauważyliśmy, że dzieci zajęły się zabawą. Mała J leżała na podłodze i obracała w rękach samochodzik, a Duża J stała nad nią i stopą trącała młodszą siostrę po głowie, jakby miała do czynienia z padliną. Zrobiłam jej to samo. Szybko przestała się śmiać.
Następnego dnia postanowiłam upiec ciasto z rabarbarem, żeby wprowadzić choć odrobinę pozorów normalnej rodziny. Znalazłam przepis na ciasto "na szybko". Niestety w domu matki rocznego, plączącego się pod nogami dziecka, nie istnieje taki termin. Nawet jeżeli przygotowanie ciasta polega na włożeniu wszystkiego do miksera i przelaniu do blachy - dziecko zawsze coś zmajstruje i skomplikuje ekspresowe wypieki. Na szybko mogę co najwyżej przespać się w nocy. Albo połknąć na dwa kęsy obiad, rozciągając sobie gardło jak wąż pożerający świnkę morską. Albo skorzystać z toalety, zanim Mała J do niej wejdzie próbując zajrzeć mi między nogi. Kiedy ja sprzątałam kuchnię i wkładałam wszystkie wyjęte przez dziecię miski i garnki na miejsce, Mała J wybebeszała już szuflady w swoim pokoju. Poszłam więc chować rajstopy i skarpety z powrotem, a ona postanowiła w tym czasie wyrzucić wszystkie buty z pułki na korytarzu. Poddana nieudanymi próbami posprzątania, usiadłam na kanapie ćwicząc technikę relaksacyjnego oddychania, kiedy ta młoda terrorystka przyszła do mnie, dumna, że udało jej się wspiąć na mebel usiadła obok i radośnie powiedziała:
- Ba! - klepiąc mnie przy tym po nodze.
Uznaję to za chwilowy koniec nauki cierpliwości oraz komentarz " Dałaś radę matka!"
Jak ja kiedyś z siebie nie wyjdę, to mi dzieci będą musiały pomnik postawić ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Fajnie że mnie odwiedziłaś/eś. Mam nadzieję, że spędziłaś/eś tu miło czas. Możesz podzielić się swoimi wrażeniami w komentarzach, możesz też zachować opinię wyłącznie dla siebie. Oczywiście komentarze obraźliwe zostaną usunięte z wiadomych przyczyn. Dzięki :)