środa, 30 kwietnia 2014

Pacjent jest najważniejszy...

" O Władco. Ja uniżony sługa, karaluch podły niegodzien Twojej cennej uwagi, o Najmądrzejszy z Najmądrzejszych, o Najdoskonalsze Bóstwo z Bóstw, racz skierować swe cnotliwe oko na tę prośbę. O ja śmieć cuchnący godny jedynie lizać Twoje białe chodaki, błagam, u Twych stóp klęczę i językiem podłogę poleruję, przyjmij me dziecko na badania. O Światłości Najjaśniejsza, o Mądrości Nieskończona,której  me składki zdrowotne tak haniebnie niskie, załamują  nieskalane nieczystością ręce. Spójrz swoim niezmąconym okiem na moją latorośl i podaj swoją niepodważalną i słuszną diagnozę, o Nieomylny Bycie Doskonały."
Tak powinno wyglądać skierowanie dziecka do szpitala w celu wykonania badań. Czemu tak? Już wyjaśniam...
Kilka miesięcy temu wykryliśmy u Małej J guzka koło oka. Pobiegliśmy od razu do lekarza. Ten wypisał skierowanie do laryngologa. Laryngolog w naszym mieście nie miał pojęcia cóż jej tam wyrosło - wypisał skierowanie do laryngologa w Szpitalu Dziecięcym w Olsztynie. Tam też nie wiedzieli co to za guz. Na dodatek jego umiejscowienie jest na tyle kiepskie, że jedyne badanie, jakie jest w stanie coś "powiedzieć", to rezonans magnetyczny pod narkozą. Musieliśmy czekać, aż Mała J skończy rok, żeby móc poddać ją znieczuleniu ogólnemu do badania, a potem do operacji wycięcia tego czegoś. Kiedy nadszedł czas i wyznaczony termin wizyty - spakowałam torby, skrzyknęłam rodzinę do pomocy w organizacji noclegu i opieki nad Dużą J podczas naszego pobytu w szpitalu. Pojechaliśmy pełni nadziei, że wreszcie dowiemy się, co dolega naszemu dziecku. Już sama droga pokazała nam, czego możemy się tego dnia spodziewać. Najpierw w samochodzie zaczął unosić się intensywny zapach oleju, budząc nasz niepokój ( u mnie wizję wybuchającego auta). Szybki postój, rzucenie okiem przez mojego M pod maskę - wszystko gra. Jedziemy dalej. Po jakimś czasie zapach się ulotnił, zamieniając się na miejsce z turbulencjami, które trzęsły pojazdem jak galaretą. Znów postój, M zaczął coś mówić o jakimś wale i łożyskach, ja miałam wizję odpadających kół i mega karambolu...
Dotarliśmy cali i zdrowi do szpitala. Przy wejściu widniała majestatyczna rejestracja z jeszcze bardziej majestatyczną kolejką. Chwilę w niej postałam, "Nie, no to bez sensu!!" pomyślałam i zaczęłam uprzejmie "przepraszać" wściekłych rodziców, czekających na swoją kolej przy okienku. Dopchałam się do szyby, która otwór do mówienia miała tak nisko, że musiałam stanąć niemal w ukłonie. No tak, zapomniałam, gdzie jestem. Tu się kłania i okazuje skruchę za popełnienie grzechu chorowania. Dowiaduję się, że będąc wcześniej już umówiona na wizytę, nie muszę się "odhaczać" w rejestracji. Pędzę więc do gabinetu, a tam nie ten lekarz co być powinien. Tzn owszem, laryngolog, ale nie nasz! Na dodatek okazuje się, że nie ma naszej karty, a i w systemie nie mają na dziś zarejestrowanej naszej wizyty. Ale przecież ja mam kartkę z datą, godziną i pieczątką... Lecę więc po raz kolejny do rejestracji, przepraszam zniecierpliwionych kolejkowiczów,  znów niemal klęcząc do otworu "mówniczego"  ze skruchą informuję:
- Byłam na dziś umówiona do laryngologa na 9tą. - podaję karteczkę.
- Zaraz, sprawdzę. Pesel, adres, imię, nazwisko? - pyta niepodnosząca wzroku znad komputera pani z dość specyficznym makijażem.
Podaję dane wraz z imionami swoich prapradziadków, pani kieruje swoje perłowo-niebieskie powieki w moją stronę, właściwie w stronę mojej brody i mówi:
-Ale pani jest zapisana do alergologa.
Zły dzień sobie wybrałam na rzucanie palenia...
- Miałam być zapisana do dr. Nazwisko LARYNGOLOGA. - niemal literuję poirytowana. - Zaraz 9-ta, a lekarz nie ma mojej karty!
- Jest pani zapisana właśnie do dr. Nazwisko, ale on dziś przyjmuje w poradni alergologicznej - odpowiada Jej Wysokość Recepcjonistka.
- Dobrze, to proszę o moją kartę, pójdziemy do tego alergologa - przewracam oczami i prostuję się.
-Ale do alergologa trzeba mieć oddzielne skierowanie a pani ma do laryngologa. Jak do laryngologa dr. Nazwisko, to musi pani przyjechać jutro z samego rana.
- *#$&#@!!!! Przecież to ten sam człowiek! To wy mnie tak zapisałyście. Miał być dr. Nazwisko w poradni laryngologicznej! - marzę o fajce...
Dostałam kartę, poszłam do "obcego" laryngologa, wytłumaczyłam mu od początku z czym przychodzę. Założył na głowę sprzęt górnika, zajrzał Małej J do ucha, nosa, guza nawet nie dotknął. Na szczęście wypisał skierowanie do szpitala na rezonans magnetyczny. Pokierowano nas na drugi koniec szpitala. Pokonawszy labirynt schodów i korytarzy, dotarliśmy na oddział. W zasadzie - przed oddział. Aby wejść, trzeba było wcisnąć podejrzany, czerwony przycisk z napisem " Jesteś pewien, że chcesz podjąć ryzyko?!". Ok, nie boję się, jestem odważna, dzwonię. Z lekko uchylonych drzwi wyłoniła samą głowę kobieta w makijażu podobnym do  recepcjonistki. Zamiast perłowo-niebieskiego cienia, jej powieki przykrywał perłowo-szary. Nie, nie srebrny. Podaję skierowanie, ona czyta, czyta, po czym mówi:
-Aaaaa to pani na wyznaczenie terminu?
To chyba jakieś kpiny. Dziecko ma rosnącego w stronę gałki ocznej guzka, nikt nie wie co to, oczko łzawi, czasem ropieje, a oni wyznaczają termin?!
- Poczeka pani - wskazuje ręką ławeczki i kolejkę rodziców z dziećmi.
-Ja jestem ostatni - unosi dłoń tata z synkiem na końcu szeregu kilkunastu siedzeń.
Po 2 godzinach czekania, nadeszła nasza kolej. Kolejny lekarz, który tym razem raczył choć dotknąć guza stwierdził, że "na oko guzek nie wygląda na zmianę złośliwą". Na oko, to wiecie co... Wyznaczyli termin badania na za 3 tygodnie. Oczywiście nie wszystko hop siup! Po badaniu wyznaczą termin operacji. Zdążyłam zapytać się ostatniego w kolejce ojca z synem, ile czasu oni czekali na planowany zabieg.
- Pół roku - odpowiedział unosząc brwi i kręcąc głową.
Ze wściekłości omal nie połknęłam swojego nowego e-papierosa. Dziecko ma niezdiagnozowanego guza. Od kilku miesięcy czekamy na odpowiedź, co to za guz? Boimy się, żeby nie uszkodził oka, żeby nie trzeba było wycinać czegoś więcej po tak długim okresie oczekiwania. Martwimy się, w końcu tu chodzi o NASZE DZIECKO!
Służba zdrowia?! Już dawno przestała być służbą, a stała się urzędową potęgą, gdzie administracja jest wysoko nad zdrowiem pacjenta. Nie waż się człowieku chorować, a jeżeli to zrobisz - poniesiesz konsekwencje niesubordynacji. "Kolejki, terminy. Nic nie możemy na to poradzić" odpowiedź na wszystko. Dziwią się, że ludzie się wściekają i mają pretensje. Czy słusznie? Oceńcie sami, bo mi brakuje już cenzuralnych słów na określenie tego, co tam się wyprawia...

12 komentarzy:

  1. A prywatnie nie można gdzieś się udać ??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ba! Można i wszystko wskazuje na to, że będzie trzeba. Niestety rezonansu magnetycznego nie zrobię prywatnie, tylko w szpitalu. A tu terminy i koło się zamyka...

      Usuń
  2. Rezonans mozna zrobic w szpitalu prywatnie tzn płacąc i terminy sa na juz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To niestety prawda tyle ze kurde po co płacic skladki jak zaplacisz i tak prywatnie musisz isc tragedia

      Usuń
    2. No dobrze. Niestety nie sądzę, żeby koszt takiego badania był na moją kieszeń. Przykre, ale prawdziwe. Skoro zwykła wizyta prywatna kosztuje ok 100 zł, głupie badanie USG to wydatek rzędu 80 zł za 15 minut, to ile zapłacę za 30 minutowy rezonans magnetyczny w warunkach szpitalnych, z narkozą i obecnością przez cały czas anestezjologa? Bo nikt nie uśpi dziecka i nie pozostawi bez nadzoru anestezjologicznego. Nikt też nie wypuści po narkozie od razu dzieciaka do domu tylko muszę zostawić dzień na obserwacji bo różnie może organizm zareagować na znieczulenie ogólne. Pewnie, jest to jakieś rozwiązanie. Tylko tu mowa o Służbie zdrowia. Na coś płacimy składki, tak? Nie po to, żeby i tak chodzić wszędzie prywatnie. To nie jest wizyta u dentysty, okulisty itp. To badanie, za które szpital sobie nieźle pewnie policzy. Nie wspomnę o dobie szpitalnej, która kosztuje tyle, co nocleg w wypasionym hotelu... Nie wszystkich stać na prywatne leczenie, poza tym nie po to płacimy co miesiąc przez większość życia pieniądze... Nie wszyscy lekarze są tacy, bo jestem pod opieką pewnego nefrologa, który jest lekarzem z powołania. Naprawdę najlepszy lekarz z jakim miałam do czynienia. Niestety należy on do mniejszości... W większości przypadków - robią wszystko, żeby przyjść do nich prywatnie.

      Usuń
  3. Uśmiałam sie, mimo że to co piszesz jest tragiczne !!! Ale uśmiałam sie bardzo na fragmencie z alergologiem bo ja ostatnio szukałam namietnie .... wiec podrzuc skierowanie :) skorzystam :P
    I tyle by było ze sminia..... WSPÓŁCZUJE !!!Nie ma nic gorszego niż strach o dziecko i pier... biurokracja NFZ Trzymam za was kciukii !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie sęk w tym, że ja miałam skierowanie do laryngologa a zapisali mnie do alergologa :D spoko, mi też chce się z tego śmiać... Mogę natomiast polecić ci alergologa w szpitalu dziecięcym dr. Czepułkowski. Właśnie on zajmował się Dużą J i teraz Małą J. Duża J zrobił wszystkie testy od ręki, nie musiałam się umawiać na kolejne wizyty itp. Jest dokładny, angażuje się, jak byłam u niego z Małą J to sam latał po szpitalu i rozmawiał z innymi lekarzami w sprawie diagnozy, nie odesłał nas z kwitkiem. Niestety przez błąd rejestracji trafiłam do innego, a ten niestety do pięt mi nie dorastał.

      Usuń
    2. wyżej w ostatnim zdaniu miało być że do pięt Mu nie dorastał, nie Mi. Nie ten klawisz :)

      Usuń
  4. Spoko tobie tez :) A co tam ... Matki na wszystkim się znają.... Składki, NFZ itp. - jeden wielki burdel drogi ekskluzywny i marnej jakości ... najczęściej ... :/ pana doktora nie omieszkam sprawdzic :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Ręce mi opadły. Duzo zdrowia dla małej i cierpliwosci dla Was mam nadzieje ze szybko zdiagnozujecie i usuniecie tego guzka zorientuj sie ile kosztuje prywatnie rezonans moze warto jesli sa az tak dlugie terminy...
    A tekst pokazuje w zajefajny sposób paradoksy polskiej ochrony zdrowia..

    OdpowiedzUsuń
  6. ja właśnie też nie rozumiem na co my te składki płacimy, skoro i tak nie możemy się dostać do lekarza... ja rok temu listopadzie (2012) udałam się do mojej przychodni dentystycznej i mówię, że chcę się umówić na wizytę jak najszybciej, bo mnie ząb boli... a kobieta w recepcji do mnie - 29 kwietnia 2013... szczęka mi opadła i jąkam "ttto jjja mam pół roku chodzić z bolącym zębem?!?!?"na co kobieta uroczo się uśmiechnęła i wzruszyła ramionami... #*&@#%#!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ona tym uśmiechem niewerbalnie Tobie odpowiedziała:
      - Niemądra kobieto, nikt ci nie każe chodzić pół roku z bolącym zębem. Zapraszamy prywatnie jeszcze dziś!

      Usuń

Fajnie że mnie odwiedziłaś/eś. Mam nadzieję, że spędziłaś/eś tu miło czas. Możesz podzielić się swoimi wrażeniami w komentarzach, możesz też zachować opinię wyłącznie dla siebie. Oczywiście komentarze obraźliwe zostaną usunięte z wiadomych przyczyn. Dzięki :)