wtorek, 22 lipca 2014

Urlop czyli "Oszukać przeznaczenie cz. 6"

Zaraz umrę. Tylu rzeczy jeszcze nie zrobiłam, a chciałabym. Ostatni dzień urlopu, mieliśmy wieczorem wracać do domu, a wszystko wskazuje na to, że tak się jednak nie stanie. Fale rozbijają się o moją twarz, przez co ledwo widzę i ledwo łapię oddech. Co chwilę ktoś krzyczy:
- Zaraz się przewrócimy, wszyscy na prawo!!! Szybko!!! Teraz na lewo bo znów się przechylamy!!!
Staram się balansować, ale czuję, że mam coraz mniej sił.
- Trzymasz się?! - wykrzyczał za moimi plecami M.
- Ledwo - odpowiedziałam wypluwając połkniętą wodę.
 Płyniemy z dużą prędkością, ściskam jakiś drewniany drążek i trzęsę się jak galareta. Bynajmniej nie z zimna, bo dawno już przestałam je odczuwać. Ze strachu. Morze ewidentnie jest wygłodniałe i szuka ofiar, a nas jest ósemka na pokładzie. Stanowimy przekąskę, na którą ma ochotę. Pędzimy slalomem, jedni krzyczą inni po prostu milczą.  Kolejna fala, z którą tym razem nie wygraliśmy. Leżymy w wodzie, łapiemy płytkie oddechy, bo niska temperatura zaciska nam płuca. Jak dobrze, że mamy kapoki.
Udało się odwrócić to czym płynęliśmy, bo na pewno nie była to łódka. Mężczyźni wpełzli i wciągnęli kobiety. Ruszyliśmy i po 2 sekundach znów leżeliśmy do góry dnem, rzucając się w morzu. Ktoś kopnął mnie w udo, ja kogoś w głowę, ale podczas szamotaniny pod wodą ciężko było uniknąć zderzeń. Po raz kolejny cudem udało nam się wspiąć. Jesteśmy cali, przerażona ósemka pasażerów całująca swoje kapoki płynęła w stronę lądu. Szybko, bo paliwa coraz mniej. Kilkanaście metrów przed brzegiem silnik zgasł i wszyscy, jak jeden mąż - wyskoczyliśmy i dalej pokonaliśmy odległość wpław. Morze wyrzuciło nas na piach jak zdechłe ryby.
- Żyjesz? Jesteś cała? - zapytał M
- Chyba tak, chyba tak... - wymamrotałam sprawdzając, czy wszystko mam na miejscu, w tym swój strój kąpielowy. Kiedy wykasływaliśmy wodę z płuc, podszedł do nas jakiś mężczyzna, pomógł rozpiąć nam kapoki i rzucił je innym, którzy już czekali w kolejce na przejażdżkę dmuchanym bananem za motorówką.

Siedem dni wcześniej:

         Tuż po śniadaniu ruszyliśmy w drogę na długo wyczekiwane wakacje. Pogoda była zdecydowanie niewakacyjna, ale nie skłoniła nas do rezygnacji z rezerwacji. Reklamówka prowiantu na drogę, pełnometrażowa bajka i naładowana bateria w laptopie, miały zapewnić nam w miarę spokojną podróż bez nadmiaru krzyków, płaczu i znudzonych pytań " Kiedy w końcu dojedziemy?!!!". Po godzinie jazdy, gdy dzieci zaczynały robić się marudne, na stercie ręczników postawiłam laptopa z włączoną bajką. Dzieci zamilkły, a ja cieszyłam się ciszą, jak dziecko zresztą. Cudowna chwilo trwaj wiecznie, pewnie zaraz zasną. Jak miło słyszeć tylko miarowy warkot silnika i ciche melodie wydobywające się z radia. Teraz wreszcie czuję, że jedziemy na urlop. Teraz czuję, że to będzie naprawdę fajny tydzień. Teraz czuję, że... Mała J zwymiotowała. Puściła pawia na siebie, fotelik i to, co miała pod swoimi nogami. Nieplanowany postój, szybkie pranie dziecka, wydobycie torby z jej ubraniami z dna załadowanego bagażnika, przebranie, schowanie torby do wyładowanego bagażnika i załadowanie go resztą rzeczy ponownie, mycie fotelika, spakowanie w pizdu laptopa do głębokiej torby i upchnięcie go w bagażniku, otwarcie szeroko okien, uruchomienie silnika i kontynuacja podróży z unoszącą się w aucie wonią wymiocin. No tak, nie pomyślałam przecież, że fakt nieposiadania choroby lokomocyjnej przez jedną córkę nie oznacza, że druga też jej nie ma, bo jak się jednak okazało - ma. Jechaliśmy zerkając co kilka minut na przewidywaną przez GPS-a godzinę przyjazdu. Jeszcze tylko dwie godziny i będziemy na miejscu. Droga upłynęła nam dość szybko do momentu, w którym przestała nam upływać dość szybko. Przed nami pojawił się gigantyczny wąż, różnobarwny, wydający z siebie jakiś warkot i puszczający spalinowe bąki, lub po prostu - korek. Z prędkością, która pozwoliła nam na wyjście na spacer po okolicy, zamówienie pizzy z dostawą do auta (dostawca posiadał rower i Dron) i drzemkę - dotarliśmy z dwugodzinnym opóźnieniem na miejsce. Właściciel ośrodka nie spodziewał się chyba jednak aż tak prędkiego naszego przybycia (doba od 15:00, przyjechaliśmy o 17:00), bo czekaliśmy jeszcze do godziny 19:00 na uprzątniecie naszego domku. Albo poprzedni urlopowicze założyli w nim hodowlę karaluchów i pleśni, albo personel czyszczący miał wymogi pedantyczne, albo sprawiało im radość patrzenie na sterczących nas na deszczu. Dwie godziny czekania przed domkiem (czwórka dzieci zajęła się zabawą w okupację samochodu) - bezcenne. Jak już się jednak ulokowaliśmy - urlop mogliśmy oficjalnie uznać za rozpoczęty. Kilka dni deszczu - wystarczająco dużo by popaść w stany depresyjne i kilka dni słońca - wystarczająco dużo by spiec sobie skórę na plecach, która dziś schodzi mi jak z węża. Była plaża, były zakupy ubrań w kosmicznej cenie, które nadają się jedynie do założenia na plażę, było wesołe miasteczko we Władysławowie, było grillowanie, było ciasno i głośno ( dwie rodziny w jednym domku i dzieci chodzące o różnych porach spać to nienajlepszy pomył ), był atak serca gdy Duża J wybiegła wprost przed samochód dostawczy,czyli ogółem - BYŁO NAPRAWDĘ MIŁO.
Poza setkami zdjęć, w tym może jedynie z 20 nierozmazanych, kilogramem piachu przemyconego w ręcznikach, kocach, zabawkach plażowych i zębach, przywieźliśmy z sobą wypoczęty umysł i zmęczone niedospaniem, ale opalone (a to najważniejsze) ciała, siniaki po emocjonującej przejażdżce dmuchanym bananem oraz jedną głęboką myśl, która pojawiła się wraz z zejściem z  banana i wejściem do samochodu:
To my już musimy wracać?



4 komentarze:

  1. Pierwszy akapit sugerował że postanowiliście popłynąć w rejs, który skończył się potwornym sztormem. Dobrze że to "tylko" dmuchany banan :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smakowita historia. Idealna na dobranoc przed dniem pracy. Świetnie. Krotko, dynamicznie z nutką tajemniczości. Klimat kryminalny. Fajne. Pzdr green

      Usuń

Fajnie że mnie odwiedziłaś/eś. Mam nadzieję, że spędziłaś/eś tu miło czas. Możesz podzielić się swoimi wrażeniami w komentarzach, możesz też zachować opinię wyłącznie dla siebie. Oczywiście komentarze obraźliwe zostaną usunięte z wiadomych przyczyn. Dzięki :)