wtorek, 29 lipca 2014

Wpis w pocie czoła

     
 Ostatnie upalne dni zdecydowanie działają niekorzystnie na moją wenę, która ugotowała się tuż po przekroczeniu w domu temperatury 30 stopni, a że taka gorączka trwa już od dłuższego czasu - zaczynam ścinać się jak jajo na patelni. Snuję się po domu z kąta w kąt w poszukiwaniu jakiegoś chłodniejszego miejsca, ale dzieci zaczynają bić na alarm za każdym razem, gdy za długo leżę w kałuży zimnej wody przyklejona do chłodnej terakoty w łazience. Momentami zaczynam widzieć fatamorganę, dromadery i oazę, ale okazuje się to tylko stertą zabawek, na której wylegują się dziewczynki. W nocy też nie jest lepiej, bo nagrzany od słońca dach oddaje swoje ciepło i jedynym miejscem, w którym byłabym w stanie usnąć, jest zimny prysznic. Oczywiście gdybym była rybą...albo syreną chociaż...
Aby przetrwać jakoś wysokie temperatury, niemal codziennie przesiaduję z dziewczynkami na plaży. Z tym "przesiaduję" trochę przesadziłam. Tak więc...niemal codziennie biegam z nimi po plaży, gdyż Duża J uczy się pływać i namiętnie nurkuje wyłaniając się na powierzchnię tylko po to, by zaczerpnąć pół oddechu, a Mała J biega od lewej do prawej, od brzegu w głąb jeziora, a przynajmniej do momentu utracenia gruntu pod nogami, rzuca się na wodę i chłepce ją jak spragniony pit bull, kradnie dzieciom zabawki i standardowo - wyławia kamienie i dumna przynosi mi je w buzi.

      W ubiegły weekend w naszym mieście odbył się Picnic Country. Z przykrością stwierdzam - nic specjalnego. Zaproszono takie gwiazdy muzyki country jak: zespół Bracia, Kombi, T.Love czy Halina Mlynkova. Do niedawna nie miałam jeszcze pojęcia, że taki rodzaj muzyki reprezentują i do tej pory mam wątpliwości, ale skoro zagościli na pikniku, to zapewne coś wspólnego z country mają...chyba mają...przynajmniej powinni. W każdym razie, jak kiedyś już pisałam - człowiek całe życie się uczy . Założyliśmy swoje kapelusze, wyciągnęliśmy konie z piwnicy i razem z córkami ruszyliśmy skorzystać z piknikowych atrakcji, których była co niemiara, dla dzieci oczywiście. Atrakcja dla rodziców - piwo i mięso z grilla. Wróć! Zaliczyliśmy wesołe miasteczko, w którym nie tylko dziewczynki miały frajdę, bo i razem z M pobujaliśmy się na młocie, który wywrócił nam wnętrzności tak, że do tej pory próbują powrócić na swoje miejsce. Był spacer po stoiskach ze wszystkim dosłownie, zdjęcie z Cejrowskim, balony z helem, które następnego dnia latały ocierając się o podłogę i dwa szaszłyki z grilla z kawałkiem karkówki, za które policzono nas 80 zł. Gdybyśmy mieli złote sztućce - to byłby właściwy moment na ich użycie. Przegryzaliśmy spacerując orzechy w karmelu i krówki ciągutki, które w ogóle się nie ciągnęły. Były też niestety dwa topielce wyłowione już po pierwszym dniu imprezy na plaży, na którą do tej pory uczęszczałam  oraz zderzenie motorówek, które również nie obyło się bez rannych. Odnoszę wrażenie, że kiedy byłam młodsza Picnic Country był organizowany z większym przytupem, ale to tylko moja subiektywna opinia. Najważniejsze, że dzieciom podobało się, a wiadomo przecież, że zadowolone dzieci to chwila wytchnienia dla rodziców, a rodzice lubią chwile wytchnienia...oj lubią.

      Niebawem napiszę wam o reakcji firmy produkującej słoiczki dla dzieci, a w zasadzie zawartość słoiczków, na moje zgłoszenie o spleśniałym deserku, o którym pisałam Tutaj. Tymczasem wybaczcie, ale ewakuuję się z tego kotła w którym mieszkam i pędzę z dziećmi nad jezioro. Nawet, jeżeli jeszcze kilka dni temu wyłowili z niego ludzi... W innym wypadku sama padnę trupem wyciskając z siebie ostatnie zdanie nad rozgrzanym niemal do czerwoności laptopem. Stay tuned!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Fajnie że mnie odwiedziłaś/eś. Mam nadzieję, że spędziłaś/eś tu miło czas. Możesz podzielić się swoimi wrażeniami w komentarzach, możesz też zachować opinię wyłącznie dla siebie. Oczywiście komentarze obraźliwe zostaną usunięte z wiadomych przyczyn. Dzięki :)