poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Retoryka niezbędna w rodzicielstwie

Zaczęłam dużo spacerować. Tak tak, maszeruję pokonując spore dystanse, kilka godzin dziennie. Robię to razem z Małą J, a trasą, którą sobie obrałyśmy jest nasz dom. Chodzimy od pokoju do pokoju i tak w kółko, dopóki któraś z nas nie padnie. Najczęściej pierwsza wymiękam ja. Ponieważ mój kręgosłup ostatnio mi zagroził  "Jeżeli jeszcze raz się schylisz - pęknę!" trzymam Małą J za rączkę, dzięki czemu ból pleców jest w miarę do zniesienia. Z racji tego, że domowe spacery zajmują dość sporo czasu, mogę sobie spokojnie pomyśleć. Myślę więc o tych ważnych i mniej istotnych sprawach i dziś postanowiłam wam opisać, co ostatnio zaprzątało moją niepofarbowaną i błagającą o fryzjera głowę.

Macierzyństwo. Zdziwko, co? Pewnie sądziliście, że zaprzątam sobie głowę filozofią, fizyką jądrową, chemią analityczną, sytuacją ryb na Baia Dos Tigres, a tu proszę. Matka dwóch córek prowadząca blog o tematyce macierzyńskiej, funduje sobie macierzyńskie przemyślenia...
Tak więc, macierzyństwo jest wspaniałe ( wow, ale odkrycie ), ale też męczące. Pełne pięknych, wzruszających i radosnych chwil, ale też okropnych, niesamowicie denerwujących (w tym przypadku chwile zdają się być wiecznością) i dołujących. Z jednej strony nie wyobrażasz sobie życia bez swoich dzieci, z drugiej masz ochotę wyruszyć w jednostronną misję na Marsa. Niestety, to dopiero ma się odbyć w 2023 r. Choć Duża J osiągnie wtedy 15 lat, wiek dojrzewania i buntu, kiedy matka jest takim samym autorytetem jak psia kupa... Ehm, może już się zapiszę, tak na zaś. Oczywiście to tylko głośne myśli, ale wiecie przecież, że nigdy nie zostawiłabym swoich dzieci i kocham je nad życie. Wiecie...prawda...? W każdym razie, od momentu pojawienia się dziecka na świecie jesteś za nie odpowiedzialna. Uczysz je jak chodzić, jak mówić, jak być samodzielnym, odróżniać dobro od zła, dokonywać słusznych wyborów, moralności, odpowiedzialności za swoje czyny. Ogólnie rzecz ujmując - uczysz dziecko jak żyć, choć sama nie masz na to sprawdzonej recepty. Balansujesz po cienkiej linii wiedząc, że w każdej chwili jeden nieodpowiedni gest, słowo, zachowanie - mogą stuknąć cię w bok i polecisz z niej upadając prosto na tyłek. Rzecz tyczy się pytań zadawanych przez dzieci i odpowiedzi udzielanych przez ciebie, które naprawdę muszą być przemyślane i wyważone, bo nieumiejętnie chlapnięte na zasadzie " daj mi spokój" mogą być użyte przez dziecko z pełną premedytacją przeciwko tobie. Oto kilka przykładów niewygodnych pytań i odpowiedzi:
-Mamo, a dlaczego nie mogę pić coli?
Odpowiedź zgodna z prawdą, ale niewłaściwa.
- Bo cola jest niezdrowa, to sama chemia, mnóstwo cukru, tylko sobie zaszkodzisz tym świństwem. Napij się lepiej soku z buraków.
Po czym sama przy obiedzie sięgasz po nią i pijesz na oczach swojego dziecka, choć tłumaczyłaś wcześniej, że jest niezdrowa.
Odpowiedź zgodna z prawdą i właściwa:
- Dlatego, że dzieci w twoim wieku nie powinny pić gazowanych napojów. Cola zawiera kofeinę i dużo cukru, przez co może cię rozboleć brzuszek i nie będziesz mogła zasnąć. Twój młody jeszcze organizm może nie poradzić sobie z przetrawieniem jej i będziesz się źle czuła. Jak będziesz duża, będziesz mogła od czasu do czasu napić się coli.
Czyż nie lepiej? W takim przypadku udzielona przez ciebie odpowiedź i późniejsze czyny są spójne, a to jest naprawdę ważne.
-Mamo, a co to jest? - wyciąga z twojej torebki tampony.
Nie na miejscu byłoby opowiadanie ze szczegółami na czym polega ich stosowanie. Żeby nie wywołać szoku u dziecka najlepiej odpowiedzieć krótko i zwięźle:
- Tampony są stosowane podczas miesiączek. Wchłaniają krew, którą organizm kobiety produkuje gdy pozbywa się takich starych malutkich komórek, których nawet nie widać gołym okiem. Jest jej naprawdę malutko, dosłownie kilka łyżeczek i wcale tego nie czuć.
Może nie będzie najszczęśliwsze ( jeśli jest dziewczynką ), że kiedyś też będzie przez to przechodzić, ale odpowiedź zaakceptuje i nie przerazi się tym, co je czeka w przyszłości.
-Mamo, a skąd się biorą dzieci?
No i tu masz dwie opcje.
Opcja 1:
- Zapytaj się taty
Opcja 2:
Powiedz tyle ile dziecko jest w stanie zaakceptować. Jeżeli ma powyżej 4 lat, wersja z bocianem, kapustą czy wróżką - nie przejdzie. Moja propozycja:
- Dzieci powstają wtedy, gdy mama i tata bardzo tego pragną. U mamusi w brzuszku pojawia się mała fasolka która rośnie i rośnie, jak zasadzone w ziemi ziarenko, aż się pewnego dnia urodzi.
Czyż nie łatwiej? Owszem odpowiedź powinna być adekwatna do wieku dziecka, a ponieważ ja mam 5 letnią córkę - taka ją w zupełności satysfakcjonuje.Gdy zada mi te same pytanie za kilka lat, pewnie będzie brzmiała zupełnie inaczej.  Owszem, nie każde dziecko jest planowane, ale tego nie musi przecież wiedzieć, prawda? Niech wie, że rodzice się kochali i bardzo pragnęli je mieć i że powstało w wyniku miłości, a nie jednorazowego pijackiego "wybryku".
Skoro było pytanie o powstanie dzieci, padło ( lub padnie) też kolejne:
- A co to znaczy, że dziecko się urodzi?
Daruj sobie opisywanie porodu i którędy dziecko wychodzi. Wywoła to u malucha jedynie szok i przerażenie na długi czas. Na bardziej szczegółowe relacje - przyjdzie pora. Dlatego wystarczająca wydaje mi się być odpowiedź:
- Kiedy dziecko jest już na tyle duże, że robi mu się za ciasno,  lekarz wyciąga je z brzuszka mamy.  Jest to piękne, bo wreszcie można zobaczyć maleństwo, które tak długo rosło w brzuszku i na które tak bardzo mamusia czekała.
Natomiast jeżeli masz w domu nastolatkę, wtedy śmiało opisuj poród z najgorszymi szczegółami. Może dzięki temu sto razy się zastanowi, zanim wpadnie na głupi pomysł zajścia w ciążę na przekór starym, lub nieużywania zabezpieczeń, bo chłopak nie lubi z gumką. Pewnie, że nie lubi, bo to nie on będzie rodzić...
Oczywiście, jak wspominałam wcześniej : należy udzielać takich odpowiedzi, które są odpowiednie do wieku dziecka. Jeżeli chcesz być szczera i wolisz opowiedzieć dziecku wersję pierwszą - nie obawiaj się, jeszcze będziesz mogła to zrobić, ale wszystko w swoim czasie.
Tak więc jak widzicie, rozmowa z dzieckiem wcale nie jest taka prosta, śmiem twierdzić, że trudniej rozmawia się z kilkulatkiem niż dorosłym. Tak... opanowanie sztuki retoryki jest w macierzyństwie jak najbardziej wskazane...
Dzieci też nas uczą...cierpliwości, konsekwencji, gospodarowania, miłości, spontanicznej radości... oraz tego co znaczy słowo "cienki".
Duża J: Mamo, wiesz co znaczy cienki?
Ja: No nie wiem, powiedz mi.
D.J.: Cienki to znaczy wtedy, gdy ktoś się czegoś boi. Jak ja boję się, że krokodyl* zaciśnie mi zęby na palcu, to tata mówi, że jestem cienias.


No właśnie, a może wy podzielicie się ze mną przykładami waszych odpowiedzi na trudne, dziecięce pytania?



* Krokodyl to gra, polegająca na znalezieniu chorego ząbka w otwartej paszczy gada. Jeżeli przyciśnie się chory ząb - krokodyl zamyka pysk "gryząc palec"

5 komentarzy:

  1. Dostałam informację od pewnej osoby, że post jest trochę obrzydliwy... Zapewne tak jest, ale to było zamierzone. Dzieci zadają niestety pytania na różne tematy. Chciałam wam zobrazować, jak nieodpowiednia odpowiedź może wpłynąć na reakcję dziecka. I jak widać udało mi się, skoro osoba dorosła odniosła takie właśnie wrażenie, to możecie sobie wyobrazić, jak wrażenie odniesie dziecko. Tak więc z góry przepraszam tych zniesmaczonych (pewnie większość stanowią mężczyźni)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie zauważyłam nic obrzydliwego :)
    P.S. Też pomyślałam, że to mężczyzna się tak zniesmaczył.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzielnie się trzymalem. I wiele nauczylem :D good job. To opisy nie dla cieniasow... Pzdr. Twardy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dałeś radę :) To teraz jesteś silniejszy niż przed przeczytaniem tego wpisu ;) good for u !

      Usuń
  4. Ok, poczytałam, pomyślałam, poprawiłam. Wersja łagodniejsza i bardziej przystępna, nie wywołująca szoku.

    OdpowiedzUsuń

Fajnie że mnie odwiedziłaś/eś. Mam nadzieję, że spędziłaś/eś tu miło czas. Możesz podzielić się swoimi wrażeniami w komentarzach, możesz też zachować opinię wyłącznie dla siebie. Oczywiście komentarze obraźliwe zostaną usunięte z wiadomych przyczyn. Dzięki :)