wtorek, 1 kwietnia 2014

Macierzyństwo w pigułce

Odkąd pamiętam - nie lubiłam/bałam się dzieci, które nie wiem czemu, zawsze płakały gdy tylko próbowałam do nich zagadać. Pisałam o tym tu BEKSA .Dziwnie brzmi takie wyznanie w ustach matki, prawda? Tak niestety było i tak nadal jest. Oczywiście nie liczę moich córek, które kocham ponad wszystko i nielicznych szkrabów, których może nie kocham, ale lubię na pewno. Dlatego nie zastanawiam się, dlaczego inna matka zachwyca się każdą kupą swojego malucha i wrzuca milion zdjęć na facebooka, tylko zachwycam się razem z nią licząc na to, że i ona będzie odwzajemniać te uczucie gdy będę rozpływać się nad moimi dziećmi. Choć niektórzy przesadzają, trzeba powiedzieć to wprost, bo ile można oglądać te same dziecko jedzące zupę, drugie danie, stojące, śpiące, raczkujące, jego lewy profil, prawy profil, płaczące, śmiejące się... i to wszystko tylko zdjęcia z jednego dnia.

Myślicie pewnie teraz: skoro nie lubisz dzieci to po co chciałaś zostać matką? Zdecydowała za mnie natura, która któregoś dnia powiedziała: chcesz mieć dziecko, chcesz założyć rodzinę. Poszłam więc za jej głosem  i urodziłam jedną córkę, obiecując sobie żadnych więcej dzieci, a potem drugą, znów obiecując sobie pozostanie przy tej liczbie maluchów. Zanim jednak je urodziłam - byłam w ciąży ( dwa razy dla jasności ) i o niej zamierzam dziś napisać.
I trymestr ( pierwsze 3 miesiące):
Najpierw radość pomieszana z przerażeniem " Co teraz będzie?!" Wyczekujesz jakichś oznak ciąży poza brakiem miesiączki. Malujesz w głowie obraz pokoju dla dziecka, choć i tak przez pierwsze miesiące będzie spać razem z tobą, ale pod włosami pokoik niczym z katalogu - jest. Nie mija drugi miesiąc ciąży, a ty biegasz po sklepach z ubraniami dla ciężarnych szukając spodni z panelami . Wypinasz brzuch i paradujesz z nim po mieście, niech wszyscy widzą mój odmienny stan, choć w rzeczywistości wyglądasz na kobietę ze sporym wzdęciem. Wyczekujesz pierwszego ruchu dziecka mając nadzieję, że ten bulgot w jelitach tym razem na pewno musiał być kopniakiem! Poranne mdłości? Nie wiem, nie przeżyłam. Odczułam natomiast wieczorne mdłości bez wymiotów, wzdęcia, ciągły smak w ustach mosiężnego klucza i "zmarzłość" (tłumaczenie: było mi wiecznie zimno). Wiele się nie zmienia, poza tym, że gdy dopadnie cię śpiączka - nie ma bata - mogłabyś zasnąć nawet na placu budowy, i poza tym, że wszystkie ubrania zaczęły dziwnie śmierdzieć ( poza swetrem w kolorze tego co cię dopada gdy masz jelitówkę, który nosisz całą ciążę ), i poza tym, że mogłabyś chwycić w łapę imbir i jeść jak jabłko ( dzień w dzień ), i poza tym, że przegryzasz pomarańcze- mandarynkami, mandarynki - grapefruitami, a grapefruity- pomarańczami, i poza tym, że płaczesz, śmiejesz się i wściekasz - jednocześnie, i poza tym... wiele się nie zmienia, jak mówiłam.
II trymestr ( kolejne 3 miesiące)
Najlepszy okres ciąży. Pojawia się brzuch, ale nie jest na tyle duży, żeby ciążyć. Teraz możesz dumnie paradować, już nikt go nie pomyli ze skutkami złej diety.  Jest cudownie, jeszcze zbyt wiele nie przytyłaś, masz mnóstwo energii.Poczułaś lub poczujesz pierwsze ruchy dziecka, piersi zmieniły swój rozmiar na większy, pstrykasz im zdjęcia, bo po karmieniu zostaną jedynie zwisające skarpetki wypchane piaskiem... Jest super! Noooo, może poza tym, że coraz częściej biegasz do łazienki, poza tym, że zaczynasz mieć niekontrolowane gazy, poza tym, że zrobienie tzw. "dwójki" w toalecie wymaga tyle samo wysiłku ile urodzenie dziecka, oczywiście jest to przywilej raz na kilka dni, poza tym, że zaczynają pojawiać ci się małe żylaki, poza tym, że twoje ubrania kurczą się z dnia nadzień, jedynie legginsy i bawełniana tunika jeszcze się nadają + sweter w kolorze tego, o czym teraz akurat marzysz...oczywiście plus to, co w pierwszym trymestrze...ale jest super, naprawdę...i nadal wiele się nie zmienia.
III trymestr ( ostatnie 3 miesiące ciąży)
Przytyłaś pewnie z 25 kg, a jak nie - przytyjesz. No dobra, nie musisz, ale ja tyle przytyłam i wolałabym nie myśleć, że byłam w mniejszości. Brzuch robi się ogromny, pępek sterczy niczym trzeci sutek, nie jesteś w stanie spojrzeć na własne stopy. Kończy się sielanka, zaczyna się zmęczenie, nadmierna potliwość, jeżeli masz "przyjemność" przechodzić ten trymestr latem. Masz biust Pameli, pupę Kim Kardashian, a stopy Freda Flinstona. Dziecko rozpycha się w najlepsze, kopiąc twoje żebra, pęcherz i co tam masz w środku. Chce ci się spać ,ale nie możesz. Leżąc na plecach tracisz przytomność, na bokach już niewygodnie, na brzuchu... o tej pozycji od kilku miesięcy marzysz. Pocieszę cię, podczas karmienia też nie da się spać na brzuchu, chyba że lubisz drzemać w mlecznej kąpieli. Jest ci ciasno we własnej skórze, przez gigantyczny brzuch, buty zakładasz na wdechu ( o ile jesteś w stanie sięgnąć do stóp ), a jakakolwiek depilacja jest nie lada wyzwaniem. Pod koniec ciąży mleko cieknie z piersi kiedy chce, zaopatrz się we wkładki laktacyjne. Choć były dni, że ja musiałam pchać sobie po koszulkę pieluchy tetrowe i bynajmniej nie po to, żeby powiększyć optycznie i tak pokaźny mleczny biust.Masz wrażenie, że od zawsze jesteś w ciąży, a nie zapowiada się na rychły koniec? Czujesz się jak słonica, której ciąża trwa 2 lata? To dobrze! Oznacza to, że... właściwie nie wiem, co to oznacza. Takie masz wrażenie i już.  Na krótko przed finiszem dopada cię "instynkt wicia gniazda". Co to? A to, że na dwa dni przed porodem stwierdzasz, że koniecznie musisz (czyt. mąż lub partner ) pomalować kuchnię, bo inaczej nie urodzisz! Jakby dla dziecka miało jakieś znaczenie, czy kuchnia jest zielona czy szara...ale dzielnie instruujesz męża co i jak ma robić, choć sama pędzla w rękach nie miałaś. W końcu nadchodzi dzień, w którym możesz pożegnać za ciasną skórę, niekontrolowane gazy, zgagę, spuchniętą twarz i zmęczenie, a przywitać za luźną skórę, kontrolowane gazy ale niekontrolowane łzy i zmęczenie.
Poród 
Wiozą cię na salę porodową ( nie byłam więc nie wiem jak wygląda, może ktoś się podzieli ) lub na salę operacyjną, jak w moim przypadku. Podają jakieś leki, odpływasz, krzyczą na ciebie ale tracisz przytomność, więc podają ci kilka dawek epinefryny i już jesteś z powrotem. Rozcinają cię na pół, wyciągają dziecko i... w tym momencie następuje konfrontacja wyobrażeń z rzeczywistością. Masz przed sobą człowieka...prawdziwego, ze skóry i kości, którego nosiłaś tyle czasu pod sercem, do końca nie wierząc, że tam rzeczywiście jest CZŁOWIEK. Mały, fioletowy, pomarszczony, w mazi płodowej, najpiękniejszy CUD... twój cud. Czekasz na pierwszy płacz, a gdy w końcu słyszysz - płaczesz razem z dzieckiem ( i tak już będzie zawsze droga matko ). Nie mogę nie wspomnieć o niesamowitym zapachu noworodka. Nie jestem nawet w stanie go porównać do czegokolwiek. Jest intensywny, słodki, wyjątkowy i naprawdę ale to naprawdę piękny. I mogę cię zapewnić, że poznałabyś swoje dziecko po samym zapachu.
Potem zaczyna się karmienie co dwie lub trzy godziny i zupełnie, ale to zupełnie nie wygląda ono tak, jak przedstawiają reklamy zachęcające do karmienia naturalnego. Nie uśmiechasz się do maluszka, czule obejmując jego główkę i nucąc pod nosem kołysanki. Wykręcasz za to palce u stóp, zagryzasz policzki i syczysz przy każdym przyssaniu się żarłoka, mając wrażenie, że zamiast języka ma żyletki. Nie wspomnę o sutkach, które bardziej przypominają krowie wymiona niż kobiecy biust... ale wiesz, że to dobre dla dziecka, więc karmisz. Im maluch starszy, tym bardziej interesuje się otoczeniem, niech cię nie zdziwi więc, gdy nagle usłyszawszy jakiś dźwięk odwróci szybko głowę w jego stronę, szarpiąc cię za pierś i zaciskając na niej, jak masz szczęście - dziąsła, jak nie masz szczęścia - zęby. Oczywiście dziecko nie zna rytmu dobowego, więc budzi się kiedy chce, a ty matko, niczym skrzyżowanie zombie z wściekłym psem - idziesz po raz n-ty do łóżeczka, klnąc pod nosem i rzucając klątwy na śpiącego męża, bierzesz terrorystę na ręce i miękniesz...bo ten się uśmiecha, robi słodki grymas i wtula się w ciebie.
Od pierwszego dnia - po opanowaniu strachu i niepewności po tytułem " Jak my sobie teraz damy radę?" i "Dlaczego w szpitalu nie można zamieszkać?" zaczynasz odczuwać miłość. Miłość, która jest tak samo silna jak poczucie wielkiej odpowiedzialności za te małe stworzenie, które sprowadziłaś na świat, które musisz uczyć wszystkiego, ale to dosłownie wszystkiego! Poza miłością i odpowiedzialnością odczuwasz również potężny strach, o wszystko. Niestety matko, od teraz będziesz już zawsze bać się o swoje dziecko i będą to przeróżne obawy. Od strachu, że przewróci się i zedrze kolano po strach o to, że będzie w życiu nieszczęśliwy lub ktoś je skrzywdzi. Taka jest nasza rola.Telefoniczne rozmowy z koleżankami przypominają konwersację z chorym na zespół Touretta " Tak, możemy się spotkać NIE WKŁADAJ PALCÓW DO KONTAKTU, o której ci pasuje? WYJMIJ TO Z BUZI, ja się dostosuję, ZARAZ CI PODETRĘ PUPĘ!" i co z tego? Kiedyś to minie, dzieci dorosną i przestaną ciebie już tak potrzebować, a tobie pozostaną jedynie wspomnienia i obwisły biust.
Czy zamieniłabym się z kimś bezdzietnym? Pewnie! Na kilka godzin, może jeden dzień, żeby móc się wyspać, poczytać spokojnie książkę, zjeść obiad jak człowiek, a nie łykać niepogryzione zimne lub gorące kawały, pójść na spacer po lesie lub poopalać się bez przeszkód. A po zrobieniu tego wszystkiego chciałabym znów wrócić do swojej roli  matki, którą mam wrażenie pełnić od zawsze.
Nie pamiętam, jak to było nie mieć dzieci, a skoro nie pamiętam - musiało być nudno. Jędrna skóra? Zawsze ułożone i zadbane włosy? Długie pomalowane paznokcie? Spanie do południa? Spontaniczne wypady ze znajomymi? Oglądanie filmów do późna? Romantyczne wycieczki nad morze tylko we dwoje? Phi, kto by to pamiętał...

11 komentarzy:

  1. świetnie napisane - nic dodać nic ująć, zabawnie prawdziwe - czytam regularnie każdy wpis i już nie mogę doczekać się kolejnego !

    OdpowiedzUsuń
  2. Sama prawda! :)
    P.S. Też dwa razy CC miałam

    OdpowiedzUsuń
  3. przyznaję się, że przy fragmencie o porodzie uroniłam łezkę ;) nie znam tego uczucia, ale wierzę, że kiedyś będzie mi dane poczuć tą bezwarunkową miłość do mojego maleństwa :)

    OdpowiedzUsuń
  4. jeśli chciałaś mnie przygotować do roli matki, dziękuję ; ) teraz 10x się zastanowię czy tego chce ; ) ten opis nie brzmiał zachęcająco ale jakże prawdziwie...

    OdpowiedzUsuń
  5. Bo jest prawdziwy :) To, że nie jest cukierkowo, nie oznacza, że nie warto! Ale masz rację, to nie jest decyzja o kupnie nowej bluzki, więc jak najbardziej proponuję zastanowienie się nawet i 100 razy bo to decyzja na całe życie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Większość kobiet, które twierdzą, że nie lubią dzieci zostają później najlepszymi matkami na świecie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tej wersji od dzisiaj będę się trzymać! :D :D Pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Witam :) w wolnej chwili zapraszam na mojego bloga, w tym miesiącu przygotowałam konkurs z nagrodami :) http://swiat-mimi.blogspot.com/2014/09/konkurs.html

    OdpowiedzUsuń

Fajnie że mnie odwiedziłaś/eś. Mam nadzieję, że spędziłaś/eś tu miło czas. Możesz podzielić się swoimi wrażeniami w komentarzach, możesz też zachować opinię wyłącznie dla siebie. Oczywiście komentarze obraźliwe zostaną usunięte z wiadomych przyczyn. Dzięki :)