środa, 11 listopada 2015

4 powody dla których warto pić ludzką krew

Nie znoszę wpisów z tytułami : "7 sposobów na udany związek", "10 sposobów na spędzanie czasu z dzieckiem", "3 sposoby na szczęśliwą rodzinę" i innych tego typu poradników. Gdyby idealny związek/życie/szef/seks/ zależał od tych kilku punktów wymienionych przez autora, życie byłoby znacznie prostsze niż jest. Ale...


Ale dziś, chcąc podstępnie zwabić Was na swoją stronę,  nadałam powyższy tytuł (heheszki). Przejdźmy zatem do powodów, dla których warto pić ludzką krew. Żeby było jasne, nie są to wyssane z palca informacje. Są one poparte wieloletnim studiowaniem wszelakich materiałów filmowych, które łączyło jedno: w każdym z nich efekt był ten sam... Przecież już nastały czasy, kiedy płacąc krocie w salonach kosmetycznych, pozwalamy upuścić sobie nieco krwii i wstrzyknąć ją pod skórę. Wampirzy lifting, wampirzy drink...Co za różnica? Zobaczycie, za kilka lat będzie to normalne (Oby nie...)

Oto więc one: powody dla których warto pić ludzką krew.

1. Doskonale zaspokaja głód i odżywia organizm.
2. Zapewnia długowieczność i ponadprzeciętną siłę.
3. Długowieczność to nic w porównaniu z nieskazitelnym, stale młodym wyglądem i umiejętnością latania!
4. Ostatni i najważniejszy powód - i tak niczego innego nie możesz  zjeść/wypić, bo przecież jesteś wampirem...

***



Pogoda za oknem "rozpieszcza" nas ostatnio wyjątkowo obfitymi opadami i wyjątkowo skromną, znikomą wręcz ilością promieni słonecznych docierających do naszych pozbawionych witaminy D ciał. Wskaźnik depresji wzrósł do tego stopnia, że samobójcy wyrastają...wyskakują z okien jak grzyby po deszczu (w razie czego - służę pomocą odnośnie ewentualnych sposobów zabicia się), a reszta ludzi smętnie przechadza się po ulicach z parasolami wywiniętymi od wiatru na drugą stronę, mrucząc i jęcząc pod nosem. Takie smutne zombie.  Jeżeli jesteś człowiekiem, jak ja, ten monotonny krajobraz ostatnich tygodni może Ci nieco doskwierać, czego efektem ubocznym będzie nieodparta chęć zatopienia się w tunelu z kołder i poduszek, i przeczekania w tym stanie do wiosny. No dobra. Do świąt. Jeżeli jednak jesteś wampirem, możesz całą dobę hasać poza domem bez obaw o spłonięcie w wypadku słonecznym. Z każdej sytuacji trzeba wyciągnąć jakieś korzyści...

Spokojnie. Na mózg jeszcze mi się nie rzuciło. Powodem powyższego przydługiego wstępu nie jest moja metamorfoza w krwiopijcę czy...no nie wiem...schizofrenika. Jest to nawiązanie do filmów, które chciałabym Wam serdecznie polecić. Lub też nie. Ale o tym za chwilę.
Wspomniana wcześniej przez mnie beznadziejna pogoda, sprzyja poszerzaniu kolekcji obejrzanych już filmów o nowe. Przydługie wieczory, chłód, deszcz stukający o szybę, wiatr kołyszący chatą, ciepły, gryzący koc, gorąca herbata parząca język, ewentualnie ciepłe piwo...no nic tylko leżeć tak i oglądać film za filmem. I właśnie tak ostatnio spędzaliśmy z M czas. Z całej gamy produkcji filmowych, w pamięci szczególne miejsce zajęły trzy. Dwa naprawdę warte polecenia i jeden...Do niego dojdziemy później.

Jako miłośnicy horrorów, nie chcąc narobić sobie zaległości w tymże gatunku, obejrzeliśmy niemal większość filmów. I tych gorszych, i tych lepszych, i tych naprawdę dobrych, po których kładliśmy się spać z krzyżykiem pod poduszką, zmawiając wcześniej pacierz. Ponieważ ostatnimi czasy nic nowego nie weszło na ekrany, poszukiwaliśmy filmu o preferowanej przez nas tematyce, ale jednocześnie świeżego. Takiego, który by nas zaskoczył. No i znaleźliśmy.
- Znalazłem film na wieczór! - M wykrzyczał znad komputera - To horror i komedia o wampirach.

Horror-komedia...o wampirach...to musi być katastrofa. Nic bardziej mylnego. "Co robimy w ukryciu" to komedia przepełniona naprawdę inteligentnym humorem, która zdobyła Nagrodę Publiczności na Warszawskim Festiwalu Filmowym. Fani filmów z kolesiem puszczającym głośne bąki w metrze czy innym miejscu publicznym, raczej nie zakochają się w tym filmie. Reszcie naprawdę polecam obejrzeć. Jest to pseudodokument o trzech wampirach, które są lokatorami. Bez zbędnej groteski, wyciskania "śmieszności" ze wszystkiego, bez przerysowania, film pokazuje codzienność w życiu trzech, wielusetletnich przyjaciół.

"Domowe posiadówki i wspólne wypady na miasto, zrzutka na rachunki i kłótnie o niewyrzucone śmieci. Ktoś przeciągnie strunę, ktoś się obrazi, ktoś zużyje ostatni skrawek papieru toaletowego. Gdy starzy kumple mieszkają pod jednym dachem, katastrofę w ekosystemie może wywołać byle błahostka. I właśnie takie błahe atrakcje czekają Was tutaj – wbrew filmowym przykazaniom, bohaterów "Co robimy w ukryciu" nie spotykamy w przełomowym momencie ich życia, nie towarzyszymy wielkim wydarzeniom i przemianom, ale uczestniczymy w ich dniu powszednim. Nutkę egzotyki wprowadza jedynie ten drobny fakt, że chłopcy są naprawdę starymi kumplami, bo mają na karku po kilkaset lat. Viago, Vladislaw, Deacon i Petyr to autentyczne, wiecznie łaknące krwi wampiry." 

Darek Arest.

ZWIASTUN:


Fragment:


Kolejnym wartym polecenia filmem jest "Jabłka Adama". To historia neofaszysty - Adama, który w ramach resocjalizacji trafia do małej, samotnej plebanii. Przyjeżdża po niego Ivan, miejscowy ksiądz, który z podejrzanym dla Adama optymizmem, prowadzi go do nowego domu. Okazuje się, że Adam nie jest pierwszym nawracanym kryminalistą. Na plebanii przebywa jeszcze Gunnar, były tenisista, którego kariera legła w gruzach przez alkoholizm oraz Khalid, arabski imigrant, napadający na stacje benzynowe firmy Statoil. Chcąc pomóc nowemu przybyszowi, Ivan proponuje, by wyznaczył sobie jakiś cel. Adam od niechcenia rzuca, że upiecze szarlotkę. Pleban bierze jego słowa na poważnie i oddaje mu pod opiekę miejscową jabłonkę. Po pewnym czasie Adam zaczyna podejrzewać swoich nowych znajomych o popełnianie dawnych przestępstw. Dodatkowo Ivan wydaje mu się nie do końca zdrowy na umyśle, gdyż nie widzi wokół siebie zła i pomimo wielu tragedii rodzinnych, pozostaje niepohamowanym optymistą. Również z pozoru łatwe zadanie upieczenia szarlotki zaczyna się bardzo komplikować... Czy w takich warunkach Adamowi uda się powrócić na ścieżkę dobra?  Przekonajcie się sami, bo warto. Zobaczycie też inną twarz znanego nam z serialu "Hannibal" Madsa Mikkelsena. Grubym nietaktem będzie nie obejrzenie tego filmu, ale skończmy z oskarżeniami. Zawsze możemy to przedyskutować...O co mi chodzi w ostatnich dwóch zdaniach? Odpowiedź znajdziecie w filmie.

FRAGMENT FILMU:



Trzecim filmem wartym polecenia...W zasadzie wartym polecenia jego NIE OBEJRZENIA jest "Zombie SS" oraz jego kontynuacja "Zombie SS: Krwawy śnieg".  Przez całe obie części bałam się. Strasznie, ale to strasznie, jak nigdy w życiu bałam się, że one nigdy się nie skończą! Idąc śladem pastora Ivana z poprzedniego filmu, określiłabym oba jako gruby nietakt. Staramy się omijać tego typu produkcje szerokim łukiem, ale skuszeni świetną formą "Co robimy w ukryciu" byliśmy przekonani, że i to okaże się hitem. W pierwszej części tej czarnej komedii mamy historię  II wojny światowej. Mieszkańcy okupowanego przez nazistów miasteczka Oksfjord postanawiają rozprawić się z okupantami – uzbrojeni w widły, siekiery i kosy mordują Niemców. Z opresji cało wychodzi jedynie batalion porucznika Herzoga, który uciekł i ukrył się w górach, gdzie dopada ich ciężki mróz. We współczesności region ten odwiedza grupa studentów medycyny, którzy przyjeżdżają do Øksfjord, aby jeździć na skuterach śnieżnych. W wynajętym przez siebie domku znajdują skrzynkę z kosztownościami. Jak się okazuje, jest to przeklęte złoto oddziału Herzoga. Naziści jako zombie powracają do życia, aby odzyskać swoją własność. Walka, krew, ucieczka, skradziona moneta, odcięta ręka... Brzmi świetnie? To poczekajcie na część drugą. Tam dopiero się dzieje!

W drugiej części Martin (jeden z bohaterów) jako jedyny przeżył atak nazistowskich zombie, stracił jednak prawe ramię. Budzi się w szpitalu po przeszczepie kończyny. Niespodziewanie okazuje się, że przyszyto mu rękę zmutowanego umarlaka, pułkownika Herzoga. Szał ciał i w ogóle. Oczywiście ręka żyje własnym życiem. Zbuntowana część ciała jest żądna krwi i pragnie zabić Martina. Sieje też postrach wśród innych ludzi. W walce z kolejną inwazją nazistowskich żywych trupów wspomaga Martina trójka Amerykanów (grupa młodych fanów filmów o zombie) tworzących Zombie Squad. W trakcie filmu okazuje się, że ich skromny, kilkuosobowy skład nie jest w stanie poradzić sobie z atakiem wściekłych ss-manów zombie. Zamierzają zatem wykorzystać moc przeszczepionej Martinowi ręki i uderzając nią o ziemię, wskrzesić radziecką armię, która później walczy z Niemcami...

ZWIASTUN:


Film oczywiście ma swoich fanów, ja niestety się do nich nie zaliczam. Zatem jeżeli kogoś zachęciłam do oglądania - fajnie! Jeszcze milej mi będzie jak po seansie podzielicie się ze mną wrażeniami. Enjoy.

A co ja teraz biorę na tapetę?
Horror pod tajemniczym tytułem "Opona". Jest on o...uwaga, bo to będzie szok...o oponie! I to nie byle jakiej. Takiej gdzieś 185/50r15, wielosezonowej, żądnej krwii oponie, która siłą woli zabija, najpierw skorpiony, potem ptaki, a na końcu ludzi i trzęsąc się wysadza im głowy. To musi być niezłe...gówno  doznanie.

Dział transplantologii, w którym można oddać łapki i serduszka ODDAJĘ DŁOŃ Z KCIUKIEM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Fajnie że mnie odwiedziłaś/eś. Mam nadzieję, że spędziłaś/eś tu miło czas. Możesz podzielić się swoimi wrażeniami w komentarzach, możesz też zachować opinię wyłącznie dla siebie. Oczywiście komentarze obraźliwe zostaną usunięte z wiadomych przyczyn. Dzięki :)