poniedziałek, 1 czerwca 2015

Obchody i celebracja czyli rocznica ślubu w naszym wykonaniu

- Dzień dobry. Poproszę stopery.
- Już przynoszę - farmaceutka zniknęła w czeluściach apteki, by po kilku sekundach wrócić z pudełkiem w dłoni - Proszę.
Wzięłam kartonik do rąk, obejrzałam ze wszystkich stron i spojrzałam na farmaceutkę.
- Oczywiście bardzo dziękuję, ale to... - wysunęłam przed siebie dłoń z biało-niebieskim opakowaniem - ...to owszem, zatka, ale bynajmniej nie uszy. -  odłożyłam paczkę "Stoperanu" na ladę - Chodziło mi o stopery. Z pianki. Do uszu.

Zapłaciwszy za mój spokojny sen, wróciłam do domu by oddać się ulubionym czynnościom kury domowej pani domu. Przeprowadzoną wówczas rozmową z M, podzieliłam się z Wami na facebooku.
- W niedzielę nasza siódma rocznica ślubu. Siedem lat w małżeństwie, a dziesięć lat razem! - powiedziałam do M rozwieszając pranie na suszarce - Robimy coś?
- No jasne! Możemy jechać do Mikołajek do tej knajpki, która tak bardzo ci się podobała. Kwieciste poduszki na krzesłach, stare jazzowe kawałki... Załatwię opiekę do dzieci.
- Ale w sobotę Duża J ma piknik rodzinny po południu, gdzieś za miastem i bardzo chce jechać. Wiesz, taka integracja rodziców i dzieci, grill, konkursy... Ale możemy w niedzielę pojechać.
- W niedzielę od rana jestem w komisji wyborczej. Po południu za to moja mama ma zmianę i nie będzie komu zająć się dziećmi...
Wyjęłam z miski mokrą koszulkę i wytrzepałam ją prostując zagniecenia.
- No nic. Może za rok się uda...
Na rodzinnym pikniku rodzice wraz dziećmi integrowali się przy ognisku z kiełbaskami, stojąc wokół trampoliny, na której szkraby radośnie wybijały sobie mleczne zęby oraz obserwując ze łzami w oczach występy pociech z okazji dnia mamy. Nam nade było jedynie przełknąć gorącą kiełbasę w pędzie za Małą J, obejrzeć kontem oka tańce i śpiewy Dużej J, odciągając w międzyczasie Małą J, która smarkała w czerwone chusty, którymi zerówkowicze wymachiwali podczas występu, otrzeć łzę wzruszenia podczas zabierania wyjącej Małej J, która za wszelką cenę chciała przeszkodzić dzieciom w tańcu parami... Tak. Rodzinny piknik spędziliśmy nader aktywnie. Wisienką na torcie było poznawanie przez Małą J lokalnej fauny. Motyle, mrówki, żuki, pies w kojcu. Szczególną uwagą cieszyło się jednak inne zwierzątko...
W każdej większej grupie znajdzie się kilkoro dzieciaków, z reguły chłopców, którzy robią różne "niegrzeczne" rzeczy. Takie psikusy minigangu sześciolatków. Ciągają dziewczynki za włosy, rzucają piłką w głowy słabszych, strzelają gumkami od staników...eee...nie ten wiek. Ale w przyszłości i to będą mogli dopisać do swoich przestępczych osiągnięć. Wyobraźcie więc sobie ten trzyosobowy gang rozbójników, otaczający małą, dwuletnią dziewczynkę, o dużych brązowych oczach i ciemnych blond lokach, która w różowym dresie i fioletowych bucikach przygląda się małej żabce, ukrytej w gęstej, równo przystrzyżonej trawie. Za każdym razem gdy płaz próbuje podskoczyć jak najwyżej i jak najdalej, chłopięcy gang wydaje z siebie okrzyki i zakrywa rękami usta. Sobie, nie żabie. Przyglądając się z coraz większym niepokojem, jak ta różowa dziewczynka, swoim fioletowym bucikiem próbuje zdeptać przerażoną i uwięzioną w pierścieniu zła żabkę, chłopcy zaczynają czuć na plecach oddech konkurencji i czegoś potężniejszego od całej ich trójki. Wiedzą, że w tym dwuletnim ciałku czai się zło i nagle budzi się w nich lęk. A kiedy na moje stanowcze "Nie wolno!", dziewczynka w różowym dresie z niezadowoleniem zabiera nogę znad głowy płaza, by po chwili wrócić z patykiem i próbować żabę zadźgać, cała trójka niegrzecznych chłopców biegnie z płaczem do swoich mam, wykrzykując po drodze "Och! Nieeeeee!!!" i obiecując sobie nigdy więcej nie schodzić na złą ścieżkę. Od jutra zapewne będą nosić koleżankom tornistry i temperować ich kredki. Tak. To jest właśnie Mała J i jej wrażliwość na przyrodę...
Następnego dnia, kiedy kalendarz wskazał dziesięciolecie mojego związku z M i siedmiolecie trwania w małżeństwie, M od szóstej rano zasiadał w komisji wyborczej. Wróciwszy po południu i zjadłszy przygotowany przeze mnie rocznicowy obiad (schabowy i kapusta kiszona - niedzielna tradycja narodu polskiego), przebrał się w ciuchy robocze i wyruszyliśmy na łono natury. Na działkę konkretnie...
Tak więc w dniu rocznicy, jak na stare, zdziadziałe małżeństwo przystało, spędziliśmy popołudnie na działce przy kopaniu piaskownicy, likwidowaniu nierówności w jałowym wciąż ogrodzie, układaniu dowiezionych rzeczy w przyczepie, ganianiu za uciekającą Małą J... Wieczornej lampki wina też nie było, bo M do północy siedział na liczeniu głosów, a picie do lustra zahacza o alkoholizm.
O godzinie 20:00 M wrócił do lokalu wyborczego, a ja... A ja dopiłam ostatni łyk rumianku, wygłosiłam toast "Niech żyje małżeństwo i rodzicielstwo!" i położyłam się spać.

Czując jednak niedosyt z powodu braku czasu na celebrowanie spędzonych razem lat, wspólnie uzgodniliśmy, że obchody rocznicowe odbędą się za tydzień. Siedem dni po próbie ukatrupienia żaby przez Małą J i dwa dni po upadku wielkiej belki od huśtawki na moją głowę, wybraliśmy miejsce i godzinę pobytu tylko we dwoje. 
- Co na siebie założysz? - zapytałam M, przetrzepując zawartość mojej garderoby - Bo ja już wiem.
- Ja też wiem - odpowiedział i wyjął z szafy koszulę w kratkę - Mówiłaś, że ją lubisz.
- No pewnie, że lubię! Przymierz ją teraz.
Dwie minuty później, w opiętej koszuli i rękami skrępowanymi ciasnymi rękawami, M zaprezentował się próbując wykonywać jak najmniej ruchów by nie rozpruć szwów.
- Pfff...- parsknęłam śmiechem - Chyba się tobie trochę przytyło mężu. Zobacz. W tej kreacji ja zamierzam isć - wyjęłam granatową sukienkę, którą ostatni raz miałam na sobie jakiś rok temu. - Patrz jak twoja żona świetnie się trzyma!
Potem działo się mniej więcej coś takiego...

Kiedy więc półgodziny później, wciąż stałam z sukienką naciągniętą do połowy ud, a wszelkie próby, począwszy od nasmarowania ciała masłem, a skończywszy na wysadzeniu jej w powietrze, nie dały żadnego rezultatu, zgodnie uznaliśmy, że w rocznicowym prezencie kupimy sobie nowe ubrania. Na jednej nodze wyskoczyłam do sklepu, wybrałam upatrzone już dawno perełki, poprosiłam sprzedawczynię o schowanie ubrań pod ladę i wysłałam M, by za wszystko zapłacił. W końcu chodziło o zachowanie choć odrobiny pozorów robienia prezentów... Przy podarunku dla M pozorów zachowywać nie musiałam, bo poszłam, wybrałam i zapłaciłam. Sama. Gdyby to on miał iść i wybierać...aż strach myśleć co by kupił. 

W nowych, pasujących ubraniach, przechadzaliśmy się promenadą w Mikołajkach...no dobra. Biegliśmy czym prędzej do wybranej przez nas knajpki, bo zacinający właśnie deszcz, skutecznie psuł moją misternie układaną fryzurę. A że rzadko gdzieś wychodzę, nie licząc działki, a co za tym idzie, makijaż i piękna fryzura są u mnie rzadką...niecodziennością, nie chciałam zbyt szybko zepsuć mojego looku wprost z czerwonego dywanu. Kiedy zjedliśmy lody z owocami (do dziś nie jestem pewna, czy te "owoce" były jadalne i czy w ogóle były to owoce, gdyż za nic w świecie nie mogłam ich pogryźć...), wypiliśmy po kawie i zapłaciliśmy pięć dyszek za tę przyjemność.

- To co? Teraz romantyczny spacer? - M zapytał gdy opuściliśmy usianą kwiatami restaurację.
Najpierw spojrzałam w niebo, potem rozejrzałam się wokół siebie, poprawiłam nową narzutkę i głęboko nabrałam powietrza. Deszcz nadal lał, wiatr kołysał masztami zacumowanych łodzi, a promenada świeciła pustkami. Ogólnie  i kolokwialnie rzecz ujmując - piździało.
- Wiesz co, - założyłam kaptur na głowę ulizując tym sobie włosy - Może za rok...

No to ten...oby za rok!

Jeżeli podobał Ci się wpis, oddaj na niego swój głos na ZBLOGOWANYCH

6 komentarzy:

  1. A sukienki to się przypadkiem nie wkłada przez głowę? Od góry znaczy się 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta akurat była sukienką ołówkową z obcisłym dołem (aż nadto jak się okazało) i dużym suwakiem na plechach, żeby sobie ją przez nogi wciągnąć (nie przez nos!). Od dołu znaczy się. ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Sukienka z ołówka? 😱
    No luuudzie świat na głowie staje 😏

    OdpowiedzUsuń
  4. Taka do zjedzenia?

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczywiście! Jeśli jesteś kornikiem...

    OdpowiedzUsuń

Fajnie że mnie odwiedziłaś/eś. Mam nadzieję, że spędziłaś/eś tu miło czas. Możesz podzielić się swoimi wrażeniami w komentarzach, możesz też zachować opinię wyłącznie dla siebie. Oczywiście komentarze obraźliwe zostaną usunięte z wiadomych przyczyn. Dzięki :)