Na początku posłania Dużej J do szkolnej placówki uznaliśmy, że nie będziemy skazywać jej na świetlicę i od razu po zakończeniu zajęć będziemy ją odbierać. M zaproponował, że będzie odwoził ją rano do szkoły - samochodem, a ja odbiorę córkę - pieszo. A że szkoła nie jest w naszym rejonie i znajduje się na prawie najwyższym punkcie w naszym mieście, a uściślę, że my mieszamy w najniższej części, to już była sprawa drugorzędna. Jak ten M coś czasem palnie...
W każdym razie pierwszego dnia dałam sobie i pieszym wędrówkom - szansę. Córka pojechała do szkoły, ja szybko ogarnęłam dom, ugotowałam obiad, machnęłam tuszem oko, coby ludzi nie straszyć widokiem ciężkiej choroby i... i chcąc ułatwić sobie życie postanowiłam pojechać po córkę komunikacją miejską. To nic, że przyjechała jakaś miniatura normalnego autobusu i że będący tam już jeden wózek zajął całość wolnej przestrzeni. To nic, że starsze panie dostały nadprzyrodzonych sił i przeskakiwały mój wózek, choć już jego przodem byłam w autobusie. To wszystko to nic. Problemem okazała się Mała J, która postanowiła utrudnić mi ułatwianie sobie życia, drąc się w autobusie w niebo głosy. Świetnie. Nawet tej drobnej przyjemności mi pożałowała. Całą podróż zastanawiałam się co prędzej nastąpi: uciszenie się córki - mało prawdopodobne, wyjście kilka przystanków wcześniej - rozważałam, czy wypchnięcie mnie przez pasażerów na pierwszym postoju - bardzo możliwe ? Nawet w pewnym momencie babcie osaczyły mnie i zaczęły niepokojąco szybko zwężać stworzony krąg. Na całe szczęście z opresji uwolnił mnie przystanek "Kościół". Gdy dotarłam do celu, wysiadłam w towarzystwie "Ochhh" i "Ufff" wydobywających się z ust pasażerów i kierowcy miniautobusu. Oczywiście sala Dużej J znajdowała się na samej górze, czyli do pokonania miałam 4 piętra. Co to dla mnie, phi! Niedawno uczyłam ją jeździć na rowerze , więc kondycję mam olimpijską. A przynajmniej powinnam mieć. Kiedy Duża J w zwolnionym tempie zakładała buty, ja obmyślałam już trasę powrotną. Miałam do wyboru dwie opcje:
-dłuższa i w miarę łagodna
-krótsza, ale ze 100-metrową pionową górką do pokonania
Wybrałam krótszą. W połowie tej górki, która wydawała się nie mieć końca, plułam sobie w brodę i wymierzałam karę w postaci samoliściowania się za głupotę. Pokonanie krótszej drogi zajęło mi prawdopodobnie więcej czasu niż przejście tej dłuższej... Bo jak się nie ma w głowie - ma się w nogach. Mądre słowa... Następnego dnia, jak przystało ma matkę Polkę - wykupiłam Dużej J obiady i zapisałam ją na świetlicę. Ona będzie mogła dłużej bawić się z dziećmi, a ja...a ja będę miała więcej czasu na sprzątanie. A miałam co sprzątać. Mała J ma jakieś odparzenia więc pediatra, poza zapisaniem stosownej maści, kazała wietrzyć córkę. Konkretnie - puszczać ją bez pampersa. Tak więc pewnego dnia M zdjął Małej J pieluchę i pozwolił ganiać jej soute. Kiedy ta mała, różowa, niewinna, pulchna i słodka dzidzia grzecznie bawiła się torebeczką - ja spokojnie sprzątałam pokój. Gdy się odwróciłam w jej stronę, na dywanie zamiast własnego dziecka ujrzałam TO!
"CO TO?!" wrzasnęłam, bo wciąż nie miałam pojęcia, z czym mam do czynienia. Szybko jednak dotarło do mnie, że ten obcy nie przyleciał tu z innej planety. Pokonał za to kręte i długie ścieżki jelita Małej J. Kochane dziecko... jak
W taki oto sposób całą niedzielę spędziłam na praniu dywanów, bo skoro już zaczęłam od jednego, to mogłabym przeprać resztę, prawda? Tak więc dzieci oglądały bajki - ja szorowałam pierwszy dywan. Dzieci bawiły się - ja szorowałam drugi dywan. M oglądał wieczorem "Czas honoru" - ja szorowałam trzeci dywan. Tylko od czasu do czasu, chcąc wybić sobie na przyszłość plan prania wszystkich dywanów - samoliściowałam się po twarzy. Swoją drogą, muszę wymyślić sobie inną karę, bo ta jakoś nie skutkuje. Pranie skończyłam wówczas, gdy razem z plamami zeszła mi skóra z rąk, a mały palec spuchł tak, że lewa dłoń mogła poszczycić się posiadaniem kciuków po obu jej stronach. A łzy, które płynęły mi po policzkach, nie były z bólu. To efekt wzruszenia nad czystością dywanów...
Jak tak czytam to Ty normalnie matka polka jesteś :)
OdpowiedzUsuńBa! Pewnie, że jestem :D
UsuńCzytać, czy nie czytać? Oto jest pytanie, ale raczej nie czytać, bo co ja będę robiła rano ?! Trzeba jakoś pozytywnie rozpocząć dzień ;)
OdpowiedzUsuńKiedyś specjalnie dla Ciebie wrzucę wpis o 4 nad ranem/w nocy, jak kto woli. Ale KIEDYŚ, czyli jak mi dzieci podrosną i przestaną budzić się w nocy i wstawać o 6.30, a ja będę mogła odespać to sobie :D Za kilka lat doczekasz się ;)
UsuńTo wszystko kara, kara, kara i jeszcze raz kara. Za co?
OdpowiedzUsuńA za WSZYSTKO!!!
" A że szkoła nie jest w naszym rejonie i znajduje się na prawie najwyższym punkcie w naszym mieście," Jak można wysłać własne dziecko do takiej szkoły? Wszyscy znamy powiedzenie " miałem do szkoły pod górkę" i wiemy jakie konsekwencje taki stan rzeczy rodzi.
"... , że nie będziemy skazywać jej na świetlicę..." takie decyzje odbierają dziecku jedyną przyjemność jaką daje przebywanie w szkole.
Sadyści. Nieeee no, dzwonie na błękitną linie z tym trzeba coś zrobić.
Co Ty, straszysz mnie? Wyprę się wszystkiego! Córka kocha tę szkołę. Mówiła mi to, gdy skoczyła wreszcie płakać. Więcej zrozumienia Panie Jakoby Azaliż Z Nienacka. Co ja się z Panem mam...
UsuńNo właśnie "gdy skończyła wreszcie płakać" A wyprać się wszystkiego nie da, ot dajmy na to plama od atramentu. Tym razem zrobie jeszcze mine jakbym jakiekolwiek zrozumienie miał czegokolwiek ale będę czujny. Jakoby Azaliż z Nienacka herbu Agdzietam.
UsuńCzyli mam nie oglądać się za siebie? bać się zasnąć? Wychodzić na spacery o 4 nad ranem gdy wszyscy śpią? Nie odbierać telefonów od nieznanych numerów?
UsuńNie, to nie tak. Ja tylko w obronie dzieci, Też miałem do szkoły pod górkę i.... i.... i miiałem.... takiego zółtego misia.....i gdzie on teraz jeeeeeest? ..... maaaamooooo
UsuńZaczynam się o Ciebie martwić...
UsuńPan doktor dał mi nowe tabletki. Już jest ok. :-D
UsuńZa minutę muszę wstać, ale co tam - miły początek dnia zaliczony :D
OdpowiedzUsuńA o 4 wstaję dość rzadko i tylko wtedy, kiedy mogę pospać dłużej ;)
To miłego dnia! Dziś Mała J wstała z gilem do pasa, czyli obie dziewczynki chore. Jupiiii...
UsuńTo widać, że dziewczynki nie pozwolają pani na nudę :)
UsuńJeżeli następnym razem z kosmitą przybędą Thor i Loki, to ja chętnie wpadnę i pomogę Ci się z nimi uporać :P (córka wymogła na mnie seans filmowy "Avengers" i jedyne, co mi utkwiło w głowie, to fakt, że wokół kosmitów kręcą się przystojni pół-bogowie :P ) Fajny tekst, jak zwykle. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJeżeli przybędą, w co wątpię, bo rozglądałam się uważnie i poza smrodem nikogo nie było - rzucam wszystko, wskakuję na młot Thora i odlatuję z nimi. Możemy zahaczyć po Ciebie ;)
UsuńOj tak, polecam się. Wypatruję grzmotów i błyskawic :P
Usuń