wtorek, 2 sierpnia 2016

Wieczór kawalerski

W niedzielę późnym wieczorem M wrócił z wieczoru kawalerskiego. Wieczoru, który odbył się w Trójmieście, bo w Mrągowie to tylko bar mleczny i turecka budka z kebabami - tak przynajmniej sądzili główni zainteresowani. Wieczoru, który zaczął się w piątek o 16:00, a skończył, gdy ostatni dzwon w kościele zasygnalizował koniec siódmego dnia tygodnia.



Głupia nie jestem, wszystkie części "Kac Vegas" oglądałam, więc doskonale wiedziałam co robię wymieniając w tym czasie wszystkie zamki w drzwiach i pisząc do męża smsa: "Wywożę dzieci za granicę. Nie szukaj nas". 
Dodałam jeszcze kilka słów, które M na pytanie taplających się w oparach chmielu kolegów "Co napisała?" - skwitował -"Że mnie kocha...". "Aaa, to tak jak moja", "I moja...", "Moja też" - odpowiedzieli pozostali chórem i wymienili się spojrzeniami pełnymi współczucia, zrozumienia i politowania nad swoją niedolą, po czym obrócili się na plecy, by nadmorską opalenizną posmyrać sobie torsy.
Z natury wredna nie jestem, mam tylko taką twarz, powitałam więc po powrocie serdecznie męża staropolskim zwyczajem, w jednej dłoni trzymając chleb, a w drugiej sól. Chleb czerstwy, by mu porządnie nim w głowę przyfasolić, a sól, by mu ranę po uderzeniu posypać. I w oczy też... szczyptę lub dwie.
Już miałam zapomnieć, już miałam przywrócić mu zgodę na udzielenie azylu w sypialni, ale wszystko zaprzepaścił, gdy na moje niecierpliwe pytanie "No powiedz w końcu jak było?!" odpowiedział " Pogoda ładna, woda w morzu ciepła..."

Jakby właśnie to, kurna,  najbardziej mnie interesowało...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Fajnie że mnie odwiedziłaś/eś. Mam nadzieję, że spędziłaś/eś tu miło czas. Możesz podzielić się swoimi wrażeniami w komentarzach, możesz też zachować opinię wyłącznie dla siebie. Oczywiście komentarze obraźliwe zostaną usunięte z wiadomych przyczyn. Dzięki :)