środa, 4 lutego 2015

Party time!

- Możesz wyjść. Już po wszystkim - usłyszałam dobiegający zza moich pleców głos M.
Pomimo jego zapewnienia, wciąż nie miałam odwagi wyłonić się spod zjeżdżalni, pod którą ukryłam się nurkując w basenie z kolorowymi piłeczkami. Przyjęta taktyka oposa - leż i udawaj padlinę, doskonale sprawdziła się w panujących tego dnia okolicznościach.
- Daj mi jeszcze pięć minut. Chcę mieć pewność, że sobie poszły - powiedziałam i zanurzyłam głowę pod warstwą kulek.



Urodziny. Można je obchodzić hucznie, z szampanem i kawiorem, można je świętować nad kubkiem kawy i kawałkiem odmrożonego poświątecznego ciasta, można na nich zapłakać z powodu coraz krótszej drogi dzielącej nas z drewnianym m1 we wnętrzu ziemi, można też spróbować o nich zapomnieć i obchodzić same imieniny. I nikt nie zapyta się wówczas : "To powiedz w końcu, jaki był Gierek prywatnie?". Z imieninami mam pewien problem, gdyż naprawdę ciężko trafić na kalendarz, z którego dowiem się wreszcie, kiedy Arleta może opijać swoje imię? Skupiłam się więc na urodzinach, które, choć spokojniej niż kilka...niż w epoce sprzed dzieci, wciąż obchodzę.
Jeżeli mamy jednak na myśli urodziny naszych pociech, to w tej kwestii rodzicielska wyobraźnia spuszczona z wodzy, hula jak wiejski pies zerwany z łańcucha. Sala zabaw, wynajęty klaun, przebrania za postaci bajkowe, prezenty, które łączną wartością przebijają mój rachunek za gaz...w sezonie zimowym...a ogrzewam nieszczelną chatę gazem właśnie...
Tak więc w ubiegły weekend miałam przyjemność uczestniczyć wraz ze swoją rodziną, w szóstych urodzinach jednego z pięciorga ciotecznego rodzeństwa Dużej J. Był tort z "Krainy lodu", po którym wizyta w toalecie wiązała się z widokiem tęczy w sedesie. Były stroje wszystkich superbohaterów i wszystkich księżniczek jakie wymyślił Disney. Były dziecięce hity, które głośno rozbrzmiewały niosąc się echem po sali zabaw, w tym "Bałkanica" puszczana kilka razy i śpiewana przez...no właśnie. Były też głośno śpiewające ją dzieci. I nie tylko moje, które z oczywistych powodów jestem w stanie znieść, ale też inne, które również jestem w stanie znieść, ale w pewnych granicach czasowych.
Widok skaczących po sali szkrabów, sprawił mi naprawdę sporo radości, powiem nawet więcej. Miałam ubaw po pachy, gdy jeden z chłopców skakał na zjeżdżalnię obijając sobie kość ogonową i nawet towarzyszący mu przy tym ból nie zniechęcał go do ponownego rzutu. Miałam ubaw, gdy dwie małe dziewczynki wyrywały sobie z rąk zabawkę, posuwając się nawet do rękoczynów, wyrywając sobie kępy rzadkich i mięciutkich włosów. Miałam ubaw skacząc z Małą J w basenie z piłkami, gilgocząc uciekające w popłochu pozostałe maluchy i ratując dziewczynkę, która wspięła się na samą górę konstrukcji i bała się z niej zejść.
Po pewnym czasie ubaw jednak osłabł  i zaczął ustępować miejsca zmęczeniu zgiełkiem, niemożnością wypicia ciepłej herbaty w innym miejscu niż łazienka, by nie oparzyć przypadkowo przebiegającego dziecka. Im bardziej przyglądałam się tym na pozór dokazującym sobie pociechom, tym większe odnosiłam wrażenie, że pod tymi wymalowanymi w motylki i biedronki buziami, kryją się małe potwory, którym przyświeca jeden tylko cel: zniszczyć wszystko, co stanie na drodze do konstrukcji z torem przeszkód. Wszystko i wszystkich. Im uważniej obserwowałam, tym bardziej zaczęłam się tych dzieci...bać. Aż mi ciarki przeszły po plecach.

Nagle uśmiechnięte, różowe i pulchne buzie, przyjęły wyraz zawzięcia, pełnego skupienia i chęci zemsty za wszystkie wypowiedziane "Nie możesz", "Nie teraz", "Nie jedz tego", "Nie liż telewizora", "Nie dłub w nosie" oraz najgorszego z najgorszych "Nie kupię ci tej zabawki". Mała J tłukła plastikową kulką jakiegoś chłopca, który ciągnął za majtki swojego kolegę, sprawiając mu tym zapewne dyskomfort. Dziewczynka z gilem spływającym do ust, wymachiwała pluszowym misiem, śmiejąc się przy tym szaleńczo...schizofrenicznie powiedziałabym nawet. W kącie siedział chłopiec, który garściami pchał sobie chrupki duszki do buzi, niczym bulimiczka podczas ataku głodu. W basenie z piłkami, podzielone na dwie drużyny dzieci, obrzucały się wzajemnie kulkami, nabijając przeciwnikom limba pod oczami. W przyszłości wróżę im złote medale w rzucie młotem. Technika rzutu na poziomie olimpijskim. A kiedy przewracając mnie, obok przebiegły trzy dziewczyny przebrane i pomalowane za wampirzyce, krzycząc zachrypniętym głosem "Łapcie księżniczki! One są najsmaczniejsze! Muahahaha!", a zza moich pleców wyskoczył minibatman i wrzasnął "Łrraaaaaa!", poczułam pierwotny instynkt samozachowawczy. Wzięłam odziane filcowymi kapciami nogi za pas i wskoczyłam na szczupaka do basenu z piłkami. Znalazłam względnie spokojne miejsce tuż pod zjeżdżalnią i schowałam się, nurkując pod kolorowymi kulkami. A żeby całkiem odeprzeć ewentualny małoletni atak i nadać wiarygodności przyjętej przeze mnie taktyce oposa - puściłam bąka  przekonująco zagrałam padlinę. To je powinno odstraszyć...

A jeżeli podobał Ci się wpis, oddaj nie niego swój głos na ***zBLOGowani***

18 komentarzy:

  1. PoProstuJulia4 lutego 2015 21:50

    Co do imienin - wikipedia podpowiada że powinnaś świętować 3 stycznia lub 11 kwietnia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale kalendarze zapomniały :( czyli kolejna okazja do upieczenia ciasta? Jeeeeee!

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście, że nie! to nie dziewczynka tylko instynkt samozachowawczy wzbogacony o nutę dystansu ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. O jaaa, zaplułam monitor :) Teraz wiem gdzie się schować na kolejnych urodzinkach jak już małe potwory zaczną mnie przerażać :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam równie rzadkie imię (no, może trochę częściej spotykane, niż Twoje) i uważam, że to niesprawiedliwe, bo wszyscy rówieśnicy są na tym etapie, że JESZCZE obchodzą urodziny (chociaż rok, dwa i pousuwają swoje daty urodzenia na fb, żeby nikomu się nie przypominało...), a także imieniny, a ja??? Muszę zadowolić się jednym prezentem w roku :/
    Organizowałam raz urodziny ośmioletniej córce przyjaciółki - uhh, ciężko było, szesnaście czy siedemnaście małych dziewczynek, co tam się nie działo... Z mojego dzieciństwa pamiętam, że przyjęcia urodzinowe to głównie jedzenie i tańczenie, a te małe demony wcale tańczyć nie chciały!
    Ehh, różnice pokoleniowe...
    Oddałam na Ciebie głos w konkursie na Bloga Roku i życzę powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję :) Szczerze mówiąc nie sądziłam, że kiedyś to powiem, ale za moich czasów nie było tego wszystkiego :D :D Tort, kilka koleżanek z klasy, impreza w pokoju, zabawa lalkami... Jak mi córka wypaliła z prośbą o tablet lub komórkę, a ma 6 lat, to zdębiałam. Użyłam znienawidzonej formułki, często kiedyś stosowanej przez moją mamę:" A ja komórkę dostałam dopiero w liceum. I komputer też. A w twoim wieku nawet nie...bla bla bla."
    Robię się stara... :P Skoro kalendarz nie uwzględnia naszych imienin, możemy same wybrać sobie daty. I tak nikt tego nie sprawdzi :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Tablety i komórki, hmm, no widzisz, u mnie były chyba jakieś czekolady i pluszaki - człowiek się cieszył, jak głupi z piętnastego miśka :D
    W UK, gdzie przez jakiś czas mieszkałam, chociaż nie wiem, może to był jakiś lokalny zwyczaj, dzieci dostawały kasę (koperty zamiast prezentów)... No tak normalnie sześciolatek dawał sześciolatkowi 10 czy 20 funtów... Aaa, i jeszcze, tam dzieci biorące udział w urodzinach dostawały na wyjściu party bags - jakieś drobne upominki, słodycze, itd. od rodziców solenizanta :) Na początku dziwne mi się to wydawało, wychodzisz z przyjęcia z prezentem, ale co tam :P

    Z moich obserwacji wynika, że teraz dzieci mają ogólnie przesyt różnych rzeczy, zabawek, wszystko cieszy je tylko chwilę (albo w ogóle), widzę to po bratankach męża i opowieściach kolegów z pracy - poprzeczka stale się podnosi, co tam gra planszowa, jak koledzy mają PSP albo smartfona... Co tam mały zestaw lego, jak inni dostają Lodowego Mamuta :/

    OdpowiedzUsuń
  8. Kama Kama Kamilia5 lutego 2015 14:37

    Ten dzieciak z siekierą na obrazku to Lolek od Bolka?:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zgadzam się z Tobą w stu procentach! Widzę po swoich dzieciach, że zabawek mają full, wciąż marzą o kolejnych, a zainteresowanie nowym nabytkiem utrzymuje się przez dwa dni...Czasem razem z M bawimy się zabawkami dzieci :D i bez głupich skojarzeń. Chociażby zgadujący zwierzęta Jin. Dla mnie bomba! Staramy się jednak dawać córkom bardziej użyteczne prezenty. Gry planszowe, książki, kolorowanki, ostatnio podarowaliśmy córce biurko, żeby miała swój kąt do nauki czytania i pisania... Z drugiej strony mamy takie czasy, a dzieci napędzają swoje potrzeby nawzajem. Dopóki Duża J nie poszła między rówieśników, w moim domu nie było czegoś takiego jak monster high, pony, lala loopsy itp. Teraz dzieci już w zerówce przynoszą telefony komórkowe...

    OdpowiedzUsuń
  10. Też lubię gry planszowe, uważam, że są super, tylko czasem mi
    się wydaje, że dzieci się szybko nimi nudzą - bo za łatwe albo za
    trudne, albo... nie wiem... za mało się dzieje? Znaleźć taką pośrodku,
    to prawdziwa sztuka ;)
    Ale znam parę fajnych. "Potwory do szafy" są dobre. Trochę ciekawsze memory :)
    Wracając do tematu imienin, bo mi to umknęło... ;))
    Miałam
    kiedyś taką koleżankę w pracy, która zapisywała sobie imieniny
    wszystkich, żeby czegoś nie przegapić. I spytała mnie, kiedy ja
    obchodzę, powiedziałam jej, że nie wiem, więc sprawdziła w google i
    wyszło jej, że we wrześniu. Powiedziałam, że może być, bo wrzesień to
    dobry miesiąc (mój mąż się wtedy urodził :D).
    Minęło parę miesięcy,
    któregoś dnia przychodzę sobie do biura, a tam koleżanka uśmiechnięta,
    zadowolona, z bukietem kwiatów na mnie czeka... Pomyślałam, że dostanę
    wypowiedzenie, że to takie pożegnanie, hahaha (zwłaszcza, że po pracy
    szłam na rozmowę kwalifikacyjną do innej firmy i sądziłam, że może się
    jakoś dowiedzieli), a to tylko domniemane imieniny...

    OdpowiedzUsuń
  11. O ile jakiś tam talent do pisania posiadam, o tyle z rysowaniem jak widać wychodzi mi znacznie słabiej. To młotek :D Wszelkie podobieństwa do postaci bajkowych są przypadkowe :) Szczerze mówiąc, przyjrzawszy się mu bliżej stwierdzam, że bardziej niż Lolka, przypomina mi wujka z rodziny Adamsów...

    OdpowiedzUsuń
  12. Znam podobne sytuacje. Poki co to pierwsze urodziny młodej za 3tygodnue i na najbliższe cztery lata pocieszam sie tym, ze to ja bede je organizować i wymyślać jak ma byc:P

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten raj potrwa mniej więcej do przedszkola :D Duża J była jedyną dziewczynką w grupie, która miała zorganizowane urodziny w domu. To nic, że z konkursami i nagrodami. To nic, że dom wywróciły do góry nogami. Przecież reszta dzieci miała w sali zabaw... I tym oto sposobem w zeszłym roku byliśmy "zmuszeni" zrobić jej urodziny również w sali zabaw. Ech te dzieci...

    OdpowiedzUsuń
  14. Że tak zapytam - ile mniej więcej płacicie zimą za gaz? :) I ile za prąd?

    OdpowiedzUsuń
  15. Och no tak...do kwietnia coraz bliżej, czas składać rozliczenia finansowe.
    Wysokość rachunku za gaz uzależniona jest od srogości zimy. Do czego niezbędna jest Tobie ta wiedza?

    OdpowiedzUsuń

Fajnie że mnie odwiedziłaś/eś. Mam nadzieję, że spędziłaś/eś tu miło czas. Możesz podzielić się swoimi wrażeniami w komentarzach, możesz też zachować opinię wyłącznie dla siebie. Oczywiście komentarze obraźliwe zostaną usunięte z wiadomych przyczyn. Dzięki :)