piątek, 17 października 2014

Obrady jury czyli jak wybrać wspólnie projekt domu bez groźby rozwodem.

 Kilka tygodni temu pisałam o problemach jakie mamy ze zdobyciem zgody na budowę domu na naszej działce. Po protestach i demonstracjach zorganizowanych pod Urzędem Gminy i Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska, oraz zagrożeniem popełnieniem w którejś z tych instytucji harakiri,  pewnego jesiennego dnia przyszło do nas pismo. Nadawcą był Urząd Gminy. Wiedzieliśmy, że w tym liście jest odpowiedź na wszystkie nasze pytania. No może przesadziłam. W każdym razie na jedno ważne, ale to naprawdę ważne pytanie: Co dalej z naszym życiem? Wzięliśmy kopertę ze skrzynki i ostrożnie położyliśmy na stole kuchennym. Patrzyliśmy na nią jak na...eee...kopertę z ważną zawartością. Oczekiwaliśmy trzech możliwości:
1) czwarta odmowa wydania zgody na budowę i wielki smutek z tym związany
2) zgoda na budowę domu i ogromna radość z tym związana
3) wąglik przesłany przez zmęczonego wydawaniem setek odmów pracownika Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska i nasza śmierć z tym związana.

Spodziewaliśmy się - wiadomo. Trójki. No nic, jak mamy zginąć, zróbmy to z otwartym listem w rękach. Drżącą dłonią M powoli naciął brzeg koperty...No dobra. Rozdarł ją wydając z siebie zwierzęce odgłosy i zamarł (pozostając w konwencji zwierzęcej) jak opos.
- No i co? - zapytałam zniecierpliwiona
- Czekaj czytam.
Po kilku godzinach... albo kilku sekundach, nie wiem. Czas jakby stanął w miejscu. W każdym razie po niesprecyzowanym, dłuższym bądź krótszym czasie, ponowiłam pytanie:
- No i co? Co napisali? Brakuje nam centymetra do wymaganych 100 m odległości od tego stawu, tak? Wiedziałam. To musiało tak się skończyć. Sprzedajmy tą działkę. To jest bez sensu. Wszystko jest bez sensu! Tyle starań, kosiarki, traktorki, wszystkie sprzęty, emocje, zaangażowanie, robienie piaskownic, grilla, wszystko szlag trafił. No wiedziałam! Człowiek jeździł, sadził...
- Mamy - wyszeptał cicho M
- No mamy. Kawał ziemi i trawy pastewnej. Nasadzimy sobie kartofli, krowy kupimy...
- Nie. Mamy pozwolenie - wytrzeszczył oczy, w związku z czym wytrzeszczyłam i ja.
Chwila na przeanalizowanie wypowiedzianych przez mojego M słów... jeszcze chwila... jeszcze...wciąż trwa analiza...koniec analizy. Gdy dotarło do nas, że wreszcie mamy zgodę, radości nie było końca. To znaczy był, bo skończyła się w momencie, gdy zaczęliśmy myśleć o absurdalnie wysokim kredycie, który będziemy musieli wziąć, o reszcie życia spędzonej na spłacaniu rat i odsetek, które wyniosą drugie tyle. Niemniej entuzjazm wciąż nas nie opuszczał. Przepełnieni nim i zaopatrzeni w dzbanek herbaty, usiedliśmy wieczorem przed komputerem w celu wybrania projektu wymarzonego domu. A czasu mieliśmy niewiele, bo już w sobotę  umówieni jesteśmy  z architektem. Ok. Pierwsza strona z projektami. Wpisałam zadowalające mnie i spełniające wytyczne we wniosku kryteria, i wyskoczyły mi propozycje. Było ich dokładnie dwie. Pierwsza w stylu "Coś dla miłośników prostoty i minimalizmu - dom w stylu stodoły". Druga zaspokoiłby wymagania każdego amatora architektury komunistycznej. Kloc. Z której strony by nie spojrzeć.
- Beznadziejna ta strona. Szukajmy na innej - prychnęłam niezadowolona.
Kolejna strona wyświetliła mi cztery propozycje. Dwie wersje domu w stylu "stodołowym" i dwie wersje domu w stylu "klockowym".
- Myślę, że tu trzeba czegoś mocniejszego - powiedział M.
- Ale czego? Jakieś kolumny chcesz doprojektować? Dach z kamienia? Lufę armatnią wystającą z kukułki?
- Wino. Chcesz wina?
Chciałam. Tak więc przy lampce czerwonego kalifornijskiego, powróciliśmy do wybierania idealnej dla naszej rodziny konstrukcji budowlanej z przeznaczeniem do zamieszkania przez ludzi. Zmodyfikowałam ciut swoje kryteria w nadziei, że architekt przerobi nieco projekt, dopasowując go do naszych wymagań. Powtarzam: do NASZYCH wymagań. W końcu trafiliśmy na stronę, która oferowała setki świetnych i łatwych do modyfikacji projektów.
- Ten za mały - powiedziałam patrząc na miniaturę pałacyku. - Poza tym musimy mieć dach dwuspadowy. Może ten?
- Pewnie. Jest świetny. 300 m powierzchni użytkowej. Jesteś ambitna.
- Co masz na myśli?
- Jeżeli chce ci się sprzątać te bydle, to śmiało. Nim skończysz ostatnie pomieszczenie, już pierwsze będzie ponownie zakurzone.
No dobra. M przedstawił racjonalne argumenty. Szukaliśmy więc dalej.
- A może ten? - zapytał M pokazując mi dom z "Pana Tadeusza"
- No piękny dworek. Naprawdę. Są tylko dwa mankamenty. Ma tylko jeden balkon, co oznacza, że jedna z dziewczynek będzie poszkodowana, zazdrosna i wściekła na siostrę, że ta ma. Mówię ci, gdyby moja siostra dostała pokój z balkonem, a ja nie, nie odezwałabym się chyba do niej i do rodziców do końca życia. Druga rzecz. Czy jak przerobisz ten czterospadowy dach na dwuspadowy, to nadal będzie taki piękny? Hę?
Szybki szkic przerobionego domu w Paincie i padła decyzja. Wyglądał brzydko. Nie bierzemy.

No sami przyznajcie. Nie wygląda to dobrze.


Kolejna lampka wina i dziesiątki przejrzanych projektów zaowocowały jedynie lekkim rozluźnieniem w towarzystwie znużenia.
- A ten? - zapytałam M
- Nie czuję tego. Następny.
- A ten?
- Też nie. Ale może ten?
-Po moim trupie!
- To ten?
-Phi, brzydal. Ten jest fajny.
- A w życiu!!!!
Znużenie zaczęło przekształcać się w poddenerwowanie, poddenerwowanie we frustrację.
- Milion domów i żaden ci się nie podoba! - wykładałam chodząc po pokoju w tę i z powrotem - Chyba to nie jest takie trudne wybrać ten jeden, który będzie podobał się nam obojgu?
- To ty jesteś wybredna - psssytnął otwierając piwo - ja bym już dawno wybrał.
- Tak. Wybrałbyś. Garaż z warsztatem i jednym pokojem w którym obok łóżka stałaby lodówka. My musimy dojść do konsensusu!
- No to siadaj - wziął łyk - i dalej wybierajmy.
- Jak ja mam teraz coś wybrać?! W takim stanie? Jestem zła i teraz już nic mi się nie spodoba.
- Chodź - powiedział unosząc butelkę wina - doleję ci.
Kolejny raz tego wieczoru, racjonalne argumenty wzięły górę. Po trzeciej lampce wina okazało się, że te projekty wcale nie są takie złe. Właściwie, to wszystkie były całkiem fajne.
- Ooooo! Patrz jaki piękny! Podoba ci się? - zapytałam wskazując palcem na monitor komputera.
- Żartujesz chyba.
- Co z nim nie tak? Zobacz ile ma pomieszczeń. No popatrz! Ile pokoi, wielka, otwarta kuchnia, balkony i kilka pomieszczeń, w których będziesz mógł sobie zrobić te swoje dziugajnie...no... do...dziugania. Widzisz jaki praktyczny?
- Nie będę mieszkał w jakimś różowym domku Lala Loopsy! Poza tym to nie dziugajnie, tylko garderoby jakbyś chciała wiedzieć.
- Tym lepiej. Zaoszczędzimy na kupnie szaf, bo nie będziemy musieli w ogóle ich kupować. Genialne!
- Nie i koniec. Szukaj dalej.
Kilka godzin, butelce wina, kłótni i zagrożeń rozwodem później, patrzyliśmy jak zahipnotyzowane koty za fruwającą muchą, na dom. Jeden. Duży. Idealny. Nasz dom. Garderoby, pralnia, otwarta kuchnia, kominek, dziugajnie, balkony, tarasy... Było w nim wszystko. Podniosłam rzuconą w kąt obrączkę i założyłam na palec. M rozpakował już wypchaną jego ubraniami walizkę i usiedliśmy w zgodzie i harmonii, podziwiając nasz przyszły dom, i wizualizując go sobie w wyobraźni. I nawet ten kredyt nam nie straszny. I to, że przez najbliższe lata możemy zapomnieć o jakichkolwiek wakacjach. I to, że nie mam co liczyć na drugi samochód, tylko dla mnie. I to, że od przyszłej wiosny M w domu będzie tylko spał, bo resztę czasu spędzi na budowie. I to, że o szale zakupowym nowych ubrań mogę zapomnieć, bo przecież trzeba odkładać kasę. I to, że czeka nas kolejna przeprawa przez papierzyska, zezwolenia, przyłącza, podłącza, nadłącza i inne łącza. I to, że...





9 komentarzy:

  1. Ech, jak ja bym chciała móc wybrać projekt dla mnie idealny, załatwiać te wszystkie zezwolenia, budować, urządzać i mieszkać... Dla mnie to raczej marzenia nie do spełnienia... Niemniej jednak - Wam życzę wszystkiego dobrego i żebyście wygrali w totka i mogli spłacić kredyt w szybszym terminie ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem Ci, że pozytywna decyzja w sprawie zgody na budowę była dla nas tak samo prawdopodobna jak wygrana w totolotka, tak więc kto wie...może warto zagrać? :D My też jesteśmy przerażeni czekającym nas kosztami, bo odłożone mamy niewiele. Naprawdę niewiele...prawie nic. Właściwie kompletnie nic. Ale co, my nie damy rady? :D :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jola Plottke-Raulin17 października 2014 20:30

    U nas było tak samo.Burzliwa debata i nagłe olśnienie-to jest nasz dom! Dziś mamy prawie stan surowy domku.Powodzenia dla Was.

    OdpowiedzUsuń
  4. Żeby nie zapeszać - nie dziękuję :) Ale Wam już fajnie! Nie będę już straszyć fortuną jaką pochłaniają wykończenia, wyposażenie i inne pierdółki...taaa...cieszę się razem z Wami! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. się uśmiałem, najbardziej rozsmieszyły mnie chyba krowy. :-D
    :-D
    :-)
    :-|
    :-!
    :-\
    :-/
    :-(
    :-C
    :-O
    Co jest śmiesznego w krowach?
    Musze iść do doktora, niech mi zmieni pigułki :'(

    OdpowiedzUsuń
  6. Jest pewna grupa ludzi, która całkiem niezrozumiale dla innych grup, śmieje się z krów. Wygląda na to, że do niej należysz :D Bardziej niż rozbawienie krowami, zdziwił mnie początek Twojego komentarza "się uśmiałem...rozśmieszyły mnie..." To do Ciebie nie podobne! :P

    OdpowiedzUsuń
  7. No mówie, że musze iść do doktora. Te żółte pigułki były lepsze. Te białe firmy Czopki są do d... :-/

    OdpowiedzUsuń
  8. Musisz dużo popijać podczas próby połknięcia.

    OdpowiedzUsuń
  9. W śpirytusię rozpuszczam. Po 2 szklankach chichotek dostaje :-(

    OdpowiedzUsuń

Fajnie że mnie odwiedziłaś/eś. Mam nadzieję, że spędziłaś/eś tu miło czas. Możesz podzielić się swoimi wrażeniami w komentarzach, możesz też zachować opinię wyłącznie dla siebie. Oczywiście komentarze obraźliwe zostaną usunięte z wiadomych przyczyn. Dzięki :)