czwartek, 23 października 2014

Chyba nie umiem opowiadać bajek

- Mamo, dzisiaj twoja kolej na bajkę. - Duża J podbiegła, odrywając mnie od sprawdzania czegoś niezwykle ważnego w internecie.  Nie. Nie buszowałam akurat po żadnym serwisie społecznościowym...
Właśnie przypadał mój wieczór czytania lub opowiadania córce bajek przed snem. Zabrałam ją więc do sypialni, położyłam się obok i zapatrzyłam się w okno. Nie dlatego, że oglądałam w nim swoje odbicie i sprawdzałam w jakiej pozycji leżącej najlepiej wyglądam. Dlatego, że szukałam pomysłu na kolejną historyjkę, a te, po sześciu latach opowiadania, pomału zaczynały mi się wyczerpywać. Było już o jednorożcach, o psach, o księżniczkach, były też chyba wszystkie inne bajki, te bardziej i te mniej znane. Dobra, najlepiej będzie jak zacznę od czegokolwiek, potem historyjka już sama się rozkręci.

- W pewnym pięknym, dużym lesie - zaczęłam opowieść - żyła sobie - kto sobie żył? Jakieś zwierzątko? Nie...Już wiem. - mała dziewczynka. Mieszkała sama w drewnianej chatce, którą zbudowała z pomocą swoich zwierzęcych przyjaciół.
Samotna dziewczynka, biedna sierotka mieszkała w wielkim lesie, w domku z patyków. Że też nic lepszego mi do głowy nie przyszło. Zaraz mi się dziecko rozpłacze...
- Ta dziewczynka była bardzo szczęśliwa - kontynuuję - że mieszka w tak pięknym miejscu.
Nie wiem, czy to przejdzie. Duża J robi coraz dziwniejszą minę.
- A co ona je? Ktoś gotuje jej obiady? - pada w końcu pierwsze pytanie córki, zaniepokojonej losem sierotki.
- Właśnie zamierzałam o tym opowiedzieć. Dziewczynka żywi się darami lasu. Zbiera jagody, poziomki, grzyby i różne jadalne rośliny. - Chyba zaakceptowała taką odpowiedź.
- A mięso? Nie je mięsa? - jednak nie zaakceptowała...
- Od czasu do czasu jada też i mięso.
Jak powiem, że sama poluje z dzidą, Duża J będzie płakać nad losem biednego zwierzątka. Jest jeszcze alternatywa w postaci: dziewczynka jada padlinę, ale uruchomię wtedy lawinę kolejnych pytań. Poza tym wersja z konsumpcją truchła raczej nie przejdzie.
- Z mięsem pomagają dziewczynce zaprzyjaźnione wilki, które po upolowaniu zdobyczy dla siebie, dzielą się z nią jednym kawałkiem. - Ale jestem mądra! Przecież w każdej bajce z lasem w tle, są też wilki. Pff.
- One polują na sarenki? - córka uparcie drąży temat spożywczy.
- Tak. Polują  też na sarenki, ale ciut inne. Trochę brzydsze i takie specjalne...jadalne. Możemy dalej opowiadać? Późno już i zaraz przerwę bajkę. Tak więc wilki przynoszą dziewczynce mięso, które - chcąc wyprzedzić jej kolejne pytanie - przygotowuje sobie na ognisku. Królik, sarenka i ślimaczek codziennie zbierają jej też owoce. Tak więc jak widzisz, dziewczynka nigdy nie jest głodna. Pewnego słonecznego, letniego dnia w lesie wybuchł pożar. W wielkim popłochu wszystkie zwierzęta zaczęły uciekać, krzycząc "Ratuj się kto może!".
- A dlaczego zwierzęta krzyczały? Przecież one nie umieją mówić. - Duża J przerwała mi opowieść w momencie, gdy zaczynałam się rozkręcać.
- Zwierzęta mówią, ale po swojemu, a dziewczynka rozumie ich mowę. Tak więc...na czym to ja...okej. Zwierzęta uciekały krzycząc, więc dziewczynka wybiegła ze swojej chatki i dołączyła do pędzącego tłumu. I tak wszyscy uciekali, uciekali, aż...
- A ślimak?! Przecież on nie umie biegać! Spalił się?
- Ależ oczywiście, że nie! - zapomniałam o tym nieszczęsnym ślimaku. Nie mogłam zamiast niego wymyślić jakiegoś kangura lub innego, szybkobieżnego zwierzęcia? - Ślimak, kochana córeczko, bezpiecznie siedział skryty w kieszeni fartuszka dziewczynki, do której zgarnęła go po drodze. Tak więc wszyscy sobie uciekali, a pożar robił się coraz większy. W pewnym momencie dobiegli do jeziorka na skraju lasu. Zaspokoili pragnienie, bo od biegania zaschło im w ustach i zebrali się z kółeczku, żeby obmyślić plan działania. W końcu najmądrzejsza ze wszystkich sowa zaproponowała, aby każdy znalazł coś, w czym będzie można przenieść wodę. Jak wiesz, woda gasi ogień, więc dzięki niej pożar zostanie opanowany. Część zwierząt pozrywała wielkie liście bananowców (nie pytajcie skąd bananowce w polskim lesie) i napełniła je wodą, część użyła łupinek po orzeszkach (No co? Nadają się do nabrania wody? Nadają. A że są małe..), kolejna grupka znalazła butelki zostawione przez ludzi, a reszta miała swoje plastikowe wiaderka. Wszyscy stanęli gęsiego i podawali sobie napełnione wodą naczynia. Zwierzątko, które stało jako ostatnie w szeregu, wylewało wodę na ogień...
- A frisbee?  - przerwała opowieść
- Co z nim? - jakby fakt posiadania przez zwierzęta plastikowych wiaderek nie był wystarczająco zadziwiający.
- No frisbee ma taki kształt, że można do niego nalać wody.
- Ach no tak. Jeż znalazł frisbee.
- Ale przecież ono jest płaskie i tylko lekko zaokrąglone. Nie naleją do niego zbyt wiele wody.
- Owszem - zaczynam pomału irytować się długim czasem opowiadania tej bajki - ale liczy się każde dostępne naczynie. Tak więc cała akcja gaśnicza trwała kilka godzin, w końcu udało się jednak opanować pożar. Zmęczone i umorusane sadzą zwierzęta wróciły do swoich domków, które jakimś cudem ocalały. Następnego dnia, będąca na spacerze koszatniczka znalazła przyczynę pożaru. Otóż niegrzeczni ludzie, którzy zrobili sobie w lesie piknik, zostawili szklaną butelkę. Ponieważ było lato i słońce mocno świeciło, butelka skupiła jego promienie i w taki oto sposób wybuchł pożar. Żeby uniknąć takiej sytuacji w przyszłości, zwierzęta zrobiły znak. Narysowały patykiem na drzewie przekreśloną butelkę, która miała oznaczać zakaz wyrzucania śmieci.
- A jak narysowały szklaną butelkę? Inaczej niż plastikową?
Jesoo, co mnie podkusiło do opowiadania akurat takiej historii?! Mogłam poczytać jej "Harry'ego Pottera" i dawno już by spała. Zachciało mi się dziecko edukować...
- Narysowały - kontynuuję niekończącą się bajkę - jedną butelkę. Taką...yyy...ogólną. Brązową. W kolorze patyka. Ta butelka była symbolem wszystkich istniejących już butelek. I teraz już każdy człowiek wiedział, że...
- A na jakim drzewie narysowały? Na twardym?
- Nie córeczko. Na gąbczastym. Brązowym, twardym patykiem, na jasnobrązowym, miękkim, przeznaczonym do rysowania leśnych ogłoszeń drzewie, narysowały przekreśloną, uniwersalną butelkę. I od tamtej pory już każdy człowiek wiedział, żeby nie zostawiać śmieci w lesie i już nigdy nie wybuchł w nim żaden pożar. KO-NIEC.
- A czy dziewczynkę bolał brzuch? - jednak nie koniec...
- Ale od czego? Przecież jak wspominałam, dziewczynka miała dużo jedzenia.
- Ale od ślimaka. Przecież jak się bierze ślimaka do rąk, to potem brzuch boli.
Nigdy więcej nie wspomnę w żadnej bajce o ślimaku. Wiąże się z nim zbyt dużo niewiadomych.
- Boli brzuch, gdy nosisz ślimaka, a potem oblizujesz ręce. Dziewczynka zawsze pamiętała o umyciu rąk w leśnym strumyku.
M mówi, że mam największą wyobraźnię z nas dwojga i opowiadanie bajek to dla mnie pestka. Szczerze w to wątpię. Podczas, gdy moja wyobraźnia zawiodła w przewidzeniu możliwych do zadania przez córkę pytań, jego działa jak należy. Bo (wiem, że nie zaczyna się zdań od "bo", ale w przeciwnym razie byłoby to naprawdę długie zdanie) gdy opowiada jej bajkę o walecznym psie Reksie, który toczy bój z cyganem z Los Angeles, jakoś nie słyszę, żeby Duża J zadawała mu milion pytań. Chyba nie nadaję się do tego...

P.S. Kochana córeczko. Właśnie dziś są Twoje 6 urodziny. Od sześciu lat kocham Ciebie każdego dnia coraz mocniej. Potrafisz wyprowadzić mnie z równowagi jak nikt inny (no, może nie licząc Twojej siostry), ale też jak nikt inny, w ciągu sekundy zmiękczasz moje serce, które staje się...gąbczaste, jak drzewo z tej bajki. Każdego wieczoru, tuż przed snem, analizuję nasze rozmowy, kłótnie, łzy i śmiech i marzę, aby zatrzymać te chwile na zawsze. A potem do nich wracać i wracać, i wracać... Jestem z Ciebie dumna! Pod każdym względem! Wszystko co robisz, jest dla mnie powodem do dumy. Nawet gdy mnie doprowadzasz do szału, robisz to z wielkim zaangażowaniem, co również czyni mnie pełną podziwu dla Twojej zawziętości. Kocham Ciebie szkrabie! Wszystkiego najlepszego.


7 komentarzy:

  1. :) Jakbym cofnęła się w czasie o kilka lat... Co wieczór, oprócz czytania książek, fundowałam córce taką improwizowaną bajkę... NIGDY przy niej nie zasypiała, więc zawsze musiałam dobrnąć do końca :) Przy czym miałam o tyle lepiej, że moje dziecię nie analizowało każdego zdania - przyjmowała każde słowo "jak leci". Oj, naopowiadałam się, nakombinowałam... Dzięki za rozrywkę :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Oznacza to, że masz dar opowiadania i Twoje bajki nie wymagają dodatkowego tłumaczenia :) Masz jakieś patenty? Podzielisz się tajemną wiedzą?

    OdpowiedzUsuń
  3. To raczej oznacza, że moje dziecko nie było tak dociekliwe, jak Twoje :) Teraz to ja jestem słuchaczem: moja córka wciąż wymyśla nowe historie, pełne magii, super mocy, itd. Aktualnie pisze też "książkę" - w zeszycie spisuje coś na kształt "Dynastii Miziołków"... Nawet zabawne, poza tym mogę przy tej okazji sprawdzić jej postępy w ortografii :) To nasze opowiadanie (wymyślanie) bajek i czytanie książek przynosi później fajne efekty :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja siostrzyczka ostatnio chce słuchać tylko bajek o różowym smoku (nie mam pojęcia z kąd ten pomysł) więc ja, jako dobra siostra wymyśliłam już takich z 5.... Dobrze że ma dopiero 2 lata i nie zauważa pewnych nieścisłości ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bądź czujna. W końcu zacznie zauważać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie przesadzaj,bajka się patrzy ;)Myślę,że wymyślasz baje wzorowo ;)

    OdpowiedzUsuń

Fajnie że mnie odwiedziłaś/eś. Mam nadzieję, że spędziłaś/eś tu miło czas. Możesz podzielić się swoimi wrażeniami w komentarzach, możesz też zachować opinię wyłącznie dla siebie. Oczywiście komentarze obraźliwe zostaną usunięte z wiadomych przyczyn. Dzięki :)