czwartek, 30 kwietnia 2015

Ma(lu)tki spadek formy

Czasami w życiu każdej matki...Wróć. Czasami w moim macierzyńskim życiu bywają chwile, kiedy chce się po prostu rzygać. Rzygać na myśl o kolejnym dniu świstaka, który prawdopodobnie będzie trwał do końca mojego życia, na widok kuchenki, na samą nawet myśl o gotowaniu obiadu, który i tak pewnie nie będzie smakował jak nie jednej córce to drugiej...lub obu naraz. Rzygać na myśl o zrobieniu prania, rozwieszeniu go, opróżnieniu zmywarki, odkurzeniu mieszkania, wyjściu na zakupy, spacerze ze zbuntowaną dwulatką, prasowaniu, które piętrzy się w koszu, odebraniu Dużej J ze szkoły, łagodzeniu dziecięcych awantur, sprzątaniu milion razy dziennie porozrzucanych zabawek, domywaniu podłogi z resztek rozchlapanego jedzenia... Czasami mam po prostu ochotę przespać cały dzień i obudzić się dopiero wieczorem, gdy dzieci będą już same spać.

Bywają momenty, kiedy z lekką nutą zazdrości przeglądam zdjęcia bezdzietnych znajomych, którzy na facebooku chwalą się swoimi podróżami, urlopami, pną się po szczeblach kariery zawodowej i realizują swoje pasje, a przy tym zawsze wyglądają świetnie.

***
Z włosami związanymi na czubku głowy i z kubkiem kawy zbożowej, usiadłam któregoś dnia w kuchni i oddałam się całkowicie użalaniu nad swoim losem. Bo jest beznadziejnie, bo samochód się zepsuł, bo fortunę pochłania jego naprawa, bo rachunek za gaz jak zwykle przyszedł wysoki, bo prąd trzeba opłacić, bo siatkę trzeba kupić i działkę ogrodzić, bo jest zimno i wieje wiatr, bo chciałabym częściej móc pisać, a nie mam na to czasu, bo boli mnie głowa... A tak w ogóle to jestem gruba i brzydka.
I zanurzałam się coraz bardziej w tym bagnie narzekań, strofując co chwilę którąś z córek, żeby zeszła z parapetu, żeby wypluła znalezioną monetę, żeby nie jadła ciastoliny, żeby nie dźgała patykiem chomika, żeby nie tłukła w i tak zepsuty już telewizor, którego naprawa kosztuje 1/3 jego ceny, żeby pobawiła się z siostrą, żeby nie gryzła kredy...
Aż wyszłam w końcu z siebie, stanęłam obok, obrzuciłam się pełnym niezrozumienia spojrzeniem i zaczęłam pytać: Czy nie pamiętasz już czasów zamierzchłych, kiedy to sama byłaś dzieckiem i jedynym twoim problemem było to, czy mama pozwoli ci pobawić się na podwórku jeszcze pół godziny dłużej? Nie pamiętasz już na czym polega dzieciństwo? Czy ty nie jadłaś kredy, nie gryzłaś gumki do ścierania ołówka, nie próbowałaś jak smakują apetycznie kruszące się świeże drożdże czy owinięta pazłotkiem kostka rosołowa? Nie biegałaś za polonezem wąchając cudowny zapach jego spalin, nie grymasiłaś na widok zupy jarzynowej czy szpinaku na talerzu? Nie siedziałaś z nosem w nowych trampkach, bo tak pięknie pachnną gumą? Czy ty nie miałaś nigdy w pokoju bałaganu, a na prośbę swojej mamy byś posprzątała, nie odpowiadałaś ciągle "Zaraz"? Czy już tak bardzo zdziadziałaś i czy naprawdę jest ci tak źle?

No właśnie...

Odkąd obudził się we mnie instynkt macierzyński - nie śpi do dziś, a ja razem z nim. Bywam zmęczona, niewyspana, znudzona. Chciałabym przeżyć coś ekscytującego w swoim życiu, może nawet zatęsknić trochę za dziećmi. Każdego jednak wieczoru, kiedy wchodzę do pokoju córek, które smacznie śpią, poprawiam im kołderki i patrzę na ich cudowne buzie (dzieci tak słodką śpią), to wiem, że nic wspanialszego i nic bardziej ekscytującego nie mogło mi się w życiu przytrafić. A chwilowe spadki formy mają to do siebie, że są CHWILOWE.

- Widzę, że jesteś zmęczona, - powiedział do mnie niedawno M - więc może damy dziewczynki na weekend do dziadków, a ty sobie odpoczniesz, może wyskoczymy gdzieś razem...Co o tym myślisz?
- Masz na myśli dwa dni bez dzieci? Spanie do oporu? Nie będę musiała robić obiadu? Sprzątać? Prać? Rozdzielać ich podczas kłótni?


 ...To co ja niby miałabym  robić? 



Jeżeli i Tobie zdarzają się czasem chwilowe kryzysy - kliknij łapką na zBLOGOwanych. W kupie raźniej!